Wtorek był kolejnym dniem publicznej debaty i narastających sporów w sprawie oskarżeń kierowanych pod adresem Orlenu o sztuczne zawyżanie cen paliw w końcówce ubiegłego roku po to, aby ich nie podnosić od 1 stycznia w związku z rosnącymi podatkami. Swoje stanowisko podczas briefingu dla prasy osobiście przedstawił Daniel Obajtek, prezes płockiego koncernu. Według niego Orlen z wyprzedzeniem zapewniał, że zrobi wszystko w celu utrzymania cen na stabilnym poziomie, aby na stacjach nie było chaosu.
Przypomniał m.in., że w chwili napaści Rosji na Ukrainę na stacjach ustawiały się kolejki, gdyż były obawy związane z pojawieniem się braków w dostawach paliw. Mimo to Orlen ustabilizował sytuację. Podobne obawy związane z cenami pojawiły się ostatnio.
Czytaj więcej
Coraz więcej głosów krytyki kierowanych jest pod adresem płockiego koncernu w związku z prowadzoną przez niego w końcówce 2022 r. polityką cenową na polskim rynku paliwowym. O zbadanie sprawy odpowiednie wnioski kierowane są do UOKiK i NIK.
– Gdybyśmy miesiąc wcześniej nie komunikowali, że chcemy utrzymać ceny, w okresie przedświątecznym mielibyśmy panikę na stacjach – przekonywał Obajtek. Odnosząc się do oskarżeń o stosowanie praktyk monopolistycznych, zauważył, że nad Wisłą rynek paliw to nie tylko produkcja Orlenu, ale również import. W efekcie, gdyby ceny były zbyt niskie, zagraniczne dostawy zostałyby zatrzymane i mogłyby pojawić się braki na stacjach. Jako przykład podał Węgry, gdzie ręczne sterowanie cenami paliw doprowadziło do ich niedoborów.
Obajtek za obecne zamieszanie na rynku paliw, również w zakresie fuzji Orlenu z Lotosem, powtórnie obwiniał polityków opozycji i wskazał, że to nie oni powinni oceniać obecną sytuację. – Dziś Orlen jest największą spółką w regionie. Ocena naszych działań należy do akcjonariuszy, którzy zdecydowali, że chcą fuzji – przekonywał Obajtek. Co istotne, podczas briefingu nie pozwolono dziennikarzom zadawać pytań.