Branża rafineryjna jest jedną z tych, która w tym roku osiąga wyjątkowo dobre wyniki. To w dużej mierze następstwo rosnących dysproporcji pomiędzy podażą i popytem na paliwa płynne. Co więcej do ich zbilansowania w Polsce i pozostałych krajach UE nie wystarcza wzrost wykorzystania lokalnych mocy wytwórczych.
Duży popyt
– Marże rafineryjne w polskich koncernach nadal utrzymują się na bardzo wysokim poziomie, gdyż wynoszą około 25 USD na baryłce przerobionej ropy. Do tego należy dodać dyferencjał Brent/Ural, który wynosi około 15 USD – mówi Michał Kozak, analityk Trigon DM. Dodaje że rafineriom sprzyjają też takie czynniki, jak sezonowy wzrost popytu na paliwa płynne oraz planowane wprowadzenie sankcji na produkty ropopochodne wytwarzane w Rosji, w tym zawłaszcza na olej napędowy.
Tym samym w Europie może pogłębić się deficyt paliwa, co sprzyja osiąganiu większych marż na ich produkcji i sprzedaży. – Obecna sytuacja szczególnie korzystna jest dla Lotosu, w wynikach którego działalność rafineryjna ma znacznie większy udział niż w Orlenie. Dodatkowo gdański koncern dużo zarabia na wydobyciu ropy i gazu – zauważa Kozak. To powoduje, że kurs akcji Lotosu rośnie i w ujęciu wartości nominalnej zbliża się do kursu walorów Orlenu. W czwartek na otwarciu sesji za papiery tych firm płacono odpowiednio 69,8 zł i 72 zł. Tym samym parytet ich wymiany, w ramach planowanej fuzji, wydaje się być akceptowalny przez rynek na poziomie 1:1.