Jest jeszcze kwestia bitcoina?
P.K.: Rynek kryptowalut wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych rozgrywa w prosty sposób. Trump jest dobrą wiadomością dla krypto, Harris jest złą informacją. Demokraci i Harris to bardziej konsekwentna linia regulacyjna względem biznesu kryptowalut i trudniejsze warunki do tego, by liberalizować przepisy dotyczącej wchodzenia kryptowalut do głównego nurtu. Wracając do reakcji rynkowych: generalnie zgadzam się z zarysowanym przed chwilą scenariuszem. Też jednak uważam, że te reakcje, o czym już mówiłem, będą mniejsze niż osiem lat temu. Wtedy Trump był jedną wielką niewiadomą, a i sondaże mocno faworyzowały Clinton i również była ona postrzegana jako faworyt Wall Street. Teraz to jednak Trump jest faworytem Wall Street.
Czy więc ten szok nie nastąpi, gdy wygra Harris?
P.K. : Z jednej strony Harris to oczywiście zagrożenia od strony podatkowej i regulacyjnej, ale też byłaby to kontynuacja tego, co rynki bardzo dobrze znają. W Stanach Zjednoczonych ten wielki biznes ma jednak przełożenie i wpływ na ostateczny kształt ustaw. Jest przecież wiele możliwości lobbingu i tak naprawdę trzeba patrzeć szerzej, a nie tylko na kwestię wyborów prezydenckich. Też nie jest tak, że radykalne propozycje z okresu kampanii w pełni są później realizowane. Oczywiście, kiedy będziemy poznawali wyniki wyborów, będzie dużo emocji, pojawią się ruchy na rynku, ale nie będą one aż tak silne jak osiem lat temu. Mówiąc o polskich aktywach, pamiętajmy, że to, co dzieje się w Europie, też nie jest bez znaczenia dla nas. Moim zdaniem dla złotego, euro czy też rentowności obligacji w strefie euro ważniejsze będzie nawet to, czy w końcu fundamenty europejskiej gospodarki, które są już mocno nadwątlone, się ostatecznie posypią i wypadniemy w głębszą recesję niezależnie od tego, co będzie się działo w Stanach Zjednoczonych. Wybory prezydenckie w USA są więc tylko jednym z czynników. Finalnie ważniejsze może być to, co stanie się z europejską gospodarką w ciągu pół roku.
Załóżmy teraz, że wygrywa jednak Trump. Czy włączy on tryb turbo w swojej polityce, tak jak to zrobił chociażby PiS w Polsce?
J.B.: Myślę, że jeszcze lepszym porównaniem może być sytuacja na Węgrzech, bo w Polsce jednak już nie ma tego populizmu. Głównym wzorem dla Trumpa stał się Victor Orbán. Tutaj mamy również porównanie tego, jak wyglądają dwie kadencje. Jest to podobne do tego, co widzieliśmy w Polsce, tylko w wersji jeszcze bardziej rozszerzonej, być może nawet już nieodwracalnej. Jeśli Trump podważy podstawy demokracji, a moim zdaniem będzie lepiej do tego przygotowany niż za pierwszym razem, to cała ta konstrukcja może runąć. Dla wyborców amerykańskich najważniejsze są oczywiście ceny produktów, drożyzna, inflacja, emigracja, natomiast proszę zwrócić uwagę, że Biden podczas swojej kadencji starał się przedstawić rywalizację polityczną jako egzystencjalną walkę między demokracją a autorytaryzmem. Wydaje mi się, że ten autorytaryzm wróci z całą siłą. Trump ma plan zemsty na przeciwnikach, którzy go zawiedli czy też zdradzili. On cały czas uważa zresztą, że Biden jest uzurpatorem, a przez to także i Harris. Stany Zjednoczone były przywódcą demokracji, krajem, który odegrał rolę w upadku komunizmu, a może się okazać, że niedługo będą oni jednak po drugiej stronie. Prezydent USA, który podważa podstawy ustroju tego kraju, to zagrożenie, którego nie mieliśmy od bardzo dawna.
M.P.: Moim zdaniem to zagrożenie jest naprawdę duże. Nawet jeśli Trump przegra, to nie wiadomo, czy uzna on wyniki wyborów. Może nawet deklarować swoje zwycięstwo i próbować dojść do władzy. Część republikańskich wyborców już się nastawia na to, że wybory będą nieuczciwe. Gdyby Trump faktycznie doszedł jednak do władzy, to obawiam się dużej radykalizacji. Jeśli mówi się, że administracja powinna zostać odpolityczniona, to widzimy, że chodzi o to, by zalać tę administrację konserwatystami i to wcale nie chodzi o najwyższe urzędy. Ta chęć do rozliczenia się i zemsty powoduje także, że Stany Zjednoczone mogą skoncentrować się na sprawach wewnętrznych, a to budzi potencjał do tego, by w przestrzeni międzynarodowej przetestować USA. To zresztą jest kolejny problem. Trump nie czuje się liderem przestrzeni międzynarodowej ani też nie czuje tego, że Stany Zjednoczone mają przewodzić światu. Są przecież miejsca, w których absolutnie nie chciałby angażować swego kraju.
J.B.: Moim zdaniem Trump nie ma żadnych poglądów. Jego poglądem jest to, by dojść do władzy i zemścić się na tych, którzy mu podpadli. To rodzi gigantyczną niepewność. Prognozy gospodarcze i rynkowe z tego powodu są również obarczone bardzo dużym ryzykiem.