29 kwietnia 1924 r. do obiegu został wprowadzony złoty polski. To było ważne wydarzenie dla naszego kraju?
Bardzo ważne. Z dwóch powodów. Krótkookresowo uratowało to Polskę przed krachem gospodarczym. W kraju mieliśmy hiperinflację, ceny w ciągu roku 2023 wzrosły aż 300–400 razy, czyli inflacja wyniosła około 35 tys. proc., zaufanie do pieniądza krajowego, którym była marka polska, spadało do zera. Bochenek chleba kosztujący 1200 marek na początku roku na koniec roku kosztował prawie pół miliona marek. W takich warunkach nie da się normalnie prowadzić działalności gospodarczej. Trzeba było podjąć radykalne reformy. I reformy ówczesnego premiera Władysława Grabskiego, w tym wprowadzenie złotego, ustabilizowały sytuację finansową. Ale sukces reform miał także fundamentalne znaczenie. Rok 1923 to był jeszcze czas, w którym wielu ludzi na świecie, na czele z Niemcami, otwarcie twierdziło, że odrodzona Polska nie jest zdolna do samodzielnego rozwoju. Minęło ledwie pięć lat od odzyskania niepodległości i mogło się wydawać, że nasz kraj się po prostu gospodarczo rozpada. Jest na skraju bankructwa, nie ma stabilnego pieniądza, nie jest w stanie prowadzić polityki gospodarczej. Sukces reform Grabskiego pomógł więc przezwyciężyć głęboki kryzys państwa. Uświadomił społeczeństwu, że Polska jest w stanie funkcjonować jako normalny kraj, że jest w stanie rozwijać się i utrzymać swoją niepodległość.
Jak ludzie przyjęli reformy Grabskiego?
Ze sporą niechęcią, wybuchały strajki, rząd był ostro atakowany w Sejmie. Problem polegał na tym, że Grabski musiał przede wszystkim przeprowadzić drastyczny program uzdrowienia finansów państwa. W pewnym sensie można go nazwać Balcerowiczem roku 1924.
Też przyszło mi do głowy to porównanie.