Cała trójka mierzyła się w 1/8 finału z rywalami z niemieckiej Bundesligi uznawanej w europejskiej elicie za wzór gospodarności. Chelsea przegrała pierwszy mecz w Dortmundzie, ale przed własną publicznością zdołała odrobić straty i wyeliminowała Borussię. Manchester City zremisował na wyjeździe z RB Lipsk, jednak w rewanżu włączył tryb zabawa i wygrał 7:0 po pięciu bramkach Erlinga Haalanda. Zawiedli tylko krezusi z Paryża.
W dwumeczu z Bayernem Monachium nie strzelili nawet gola, oba spotkania zakończyły się ich porażkami, a bawarska defensywa nie dała pograć Kylianowi Mbappe i Leo Messiemu, czyli dwóm najjaśniej świecącym gwiazdom mundialu w Katarze. Bezsilność PSG najlepiej oddały słowa Mbappe. – To było nasze maksimum. Taka jest prawda – powiedział szczery do bólu Francuz.
Kolekcjonerzy porażek
To smutna konstatacja dla sympatyków klubu, biorąc pod uwagę, ile pieniędzy włożono w ten projekt. Od 2011 roku katarscy właściciele tylko na transfery przeznaczyli już 1,5 mld euro. Zainwestowane środki są na razie niewspółmierne do efektów. Zamiast kolekcjonować trofea, kolekcjonują wstydliwe porażki. Hegemonem są tylko na krajowym podwórku.
Odkąd szejkowie wylądowali w Paryżu z walizkami wypchanymi petrodolarami, drużyna tylko raz – w pandemicznym 2020 roku – awansowała do finału Champions League. W ostatnich siedmiu sezonach aż pięć razy żegnała się z rozgrywkami już w 1/8 finału.
– Mogą kupić wszystkich, a i tak z nami przegrają – wbił im szpilę Uli Hoeness, honorowy prezes Bayernu. Mistrzowie Niemiec są zmorą PSG. To oni stanęli im trzy lata temu na drodze do ostatecznego triumfu, a teraz, gdy wydawało się, że paryżanie mają już wszystko, by wreszcie wygrać, Bawarczycy znów sprowadzili ich na ziemię. – Zwykle zakładamy wysoki pressing. Tym razem się wycofaliśmy, by zostawić mniej przestrzeni za linią obrony. Nie było planu anty-Mbappe. Najważniejsze było odcięcie go od współpracy z Messim – tłumaczył Kingsley Coman.