Szczeliny w Wielkim Murze

Na ile CRL jest krajem kapitalistycznym, a na ile komunistycznym? Spierają się o to od lat najlepsi eksperci. Nie trudno jednak zauważyć, że między gospodarczą ekspansją a systemem społeczno-politycznym Państwa Środka oraz mentalnością jego mieszkańców zaszły ogromnie silne interakcje. Wygląda na to, że system stopniowo zmierza ku kolejnej zmianie...

Aktualizacja: 11.02.2017 11:14 Publikacja: 04.10.2013 15:00

Buddyjska świątynia Nefrytowego Buddy tradycji chan, znajdująca się w Szanghaju. Obecnie mieszka w n

Buddyjska świątynia Nefrytowego Buddy tradycji chan, znajdująca się w Szanghaju. Obecnie mieszka w niej 70 mnichów.

Foto: Archiwum

Chiński rząd od wielu miesięcy daje wszystkim do zrozumienia, że będzie wspierał transformację gospodarki, tak żeby w większym stopniu opierała się ona na krajowej konsumpcji. Dotychczas głównym motorem rozwoju ekonomicznego ChRL był eksport podbijający świat dzięki niskim kosztom pracy i korzystnemu, niskiemu kursowi juana, ale światowy kryzys gospodarczy pokazał, że na samym eksporcie nie można polegać. Gdy portfele konsumentów z USA i Europy się kurczą, spada popyt na chińskie dobra. Jednocześnie dynamicznie rozwijające się Chiny stopniowo przestają być już krajem ultrataniej produkcji. Stąd też decyzja, by pobudzić popyt konsumencki w największej wschodzącej gospodarce świata. Przez ostatnie miesiące przedstawiciele chińskich władz przedstawiali wiele deklaracji mówiących o chęci pobudzania konsumpcji, zapowiadali wprowadzanie różnego rodzaju ulg i dotacji. Ich całościowa strategia wciąż nie jest jasna. Zadanie te może okazać się jednak o wiele łatwiejsze, niż przewidują zachodni ekonomiści. Chińczyków nie trzeba bowiem zachęcać do oddania się konsumpcjonizmowi. By się o tym przekonać, wystarczy odwiedzić ten kraj, przypatrzeć się zachowaniu jego mieszkańców i wejść z nimi w kontakt, co szczęśliwie udało się autorowi tego artykułu.

Jeden kraj, dwa oblicza

O skali sukcesu cywilizacyjnego Chin można przekonać się bardzo łatwo – porównać ich system transportowy z naszym. Pociąg z Pekinu do Szanghaju (odległość podobna jak z Warszawy do Moskwy) pokonuje trasę w pięć godzin. Bilet to nieco ponad 400 juanów, czyli około 200 zł. Jeden rzut oka po wagonie i na długie kolejki przed kasami biletowymi wystarczy, by ocenić, że taka podróż nie jest tylko przywilejem dla elity i stać na nią zwykłych, średniozamożnych Chińczyków. Podczas gdy w Warszawie z wielkim trudem powstaje druga linia metra, Pekin ma ich już ponad 20 – z których kilka nie zostało uwzględnionych w moim przewodniku wydanym ledwie dwa lata temu (trzeba jednak wziąć poprawkę na to, że ten system metra wciąż jest zbyt mały jak na potrzeby miasta rozległego jak Belgia). Patrząc z okien pociągu na chińskie prowincjonalne miasta, od razu rzucają się w oczy ślady boomu budowlanego. Równe rządki dziesiątków wysokich bloków stoją w miejscach, gdzie kilka lat wcześniej było szczere pole. Być może największym pomnikiem sukcesu gospodarczego Chin jest zapierający dech w piersiach las wieżowców na szanghajskiej wyspie Pudong, z pnącym się do góry Shanghai Tower (planowane 632 m wysokości). Po przeciwnej stronie rzeki Huangpu patrzą na nie stylowe „drapacze chmur" z lat 30. zbudowane przy promenadzie Bund. Naprzeciw siebie symbole starego i nowego chińskiego kapitalizmu.

Jednak wiele rzeczy przypomina w Chinach cudzoziemcom, że przybyli do kraju rozwijającego się, który ma wciąż wiele do nadrobienia. Wszystkie przewodniki radzą, by nie pić wody z kranu ze względu na bakterie, do których nie są przystosowane europejskie organizmy, bariera językowa okazuje się czasem niemożliwa do przezwyciężenia, ruch samochodowy chaotyczny, a wiele ulicznych obrazków przypomina atmosferę z warszawskiego bazaru na Stadionie X-lecia w latach 90. Wystarczy przejść się mniej turystycznymi hutongami (tradycyjnymi, starymi osiedlami parterowych domków) w Pekinie, by się przekonać o istnieniu w ChRL nierówności społecznych. Owe nierówności i rosnące koszty życia są największym zmartwieniem setek milionów Chińczyków.

Jedną z pozytywnych rzeczy, która natychmiast rzuca się w oczy, gdy odwiedzamy Chiny, jest wszechobecny duch przedsiębiorczości. Drobny handel – i ten sklepowy, i ten chodnikowy – rozlewa się szerokim strumieniem po miastach. Stałym elementem miejskiego pejzażu są stoiska z ulicznym jedzeniem, sprzedawcy i sprzedawczynie z drobnych sklepików bardzo aktywnie zachęcający klientów do zakupów, stosujące równie agresywną reklamę niezliczone restauracje... (Wiele z nich zatrudnia młode ładne dziewczyny ubrane w tradycyjne jedwabne suknie, by otwierały drzwi klientom). Chiński konsumpcjonizm ma co prawda ogromne zamiłowanie do różnego rodzaju jarmarcznej tandety sprzedawanej nawet w oficjalnym sklepie Miejsca Pamięci Masakry Nankińskiej (!), ale świadczy to po prostu o tym, że Chińczycy, tak jak Polacy w latach 90., odreagowują lata biedy. Ich mentalność jest przy tym przesiąknięta inicjatywą. Nie mija kwadrans od spadnięcia deszczu, a przy wyjściach ze stacji metra już rozstawiają stragany sprzedawcy parasoli. – I to jest oznaka tego, że u nich komunizm idzie ku upadkowi – zauważa mój towarzysz podróży Marcin.

Srebrne kule to najskuteczniejsza broń

System społeczno-polityczny panujący w Chinach lubi pokazywać swoje silne strony. Przekona się o tym każdy cudzoziemiec bezskutecznie próbujący wejść w ChRL na Facebooka lub YouToube. Przy wejściu na każdą stację metra widać maszyny do prześwietlania bagażu. Chińskie dziewczyny posłusznie przepuszczają przez nie swoje torebeczki od Louisa Vouittona. System trzymający w ryzach ChRL nie jest jednak szczelny. Podczas jazdy pociągiem wdaję się w dosyć otwartą rozmowę ze współpasażerem, chińskim przedsiębiorcą. Zwracam mu uwagę, że w żadnym kraju Europy nie ma maszyn do prześwietlania bagażu na stacjach metra. – Bo to zupełnie niepotrzebne. Zainstalowano je tam dlatego, że człowiek je produkujący jest przyjacielem szefa partii – odparł chiński towarzysz podróży.

Komunistyczną Partią Chin nie rządzi już ideologia Mao, ale raczej chęć obrony i pomnażania stanu posiadania. Przekonanie o jej skorumpowaniu jest w Chinach powszechne. Alice, Tajwanka będąca menedżerem sklepu z dobrami luksusowymi w Szanghaju, wskazuje, że kampania antykorupcyjna (oczyszczanie i wymiana kadr) towarzysząca zmianie najwyższych władz ChRL negatywnie wpłynęła na interesy jej firmy. – Zmieniły się władze w państwie, więc ludzie boją się obnosić ze swoim majątkiem. Kupują więc mniej – przyznaje.

Poza tym jednak nie można narzekać. Popyt na dobra luksusowe, napędzany przez bogacące się klasy wyższą i średnią, będzie rósł. Gdy ucichnie aktualna kampania antykorupcyjna, urzędnicy, ich żony i kochanki znów będą się obnosić z luksusem. – Dawanie pieniędzy za seks jest w Chinach nielegalne, ale jeśli wręcza się kobiecie prezent, np. drogą torebkę, którą można potem spieniężyć, jest to zgodne z literą prawa i nikt się do tego nie przyczepi – tłumaczy Alice.

O szczelności systemu wiele mówi stosunek władz do problemu prostytucji. Oficjalnie płatna miłość jest surowo karana, a parające się nią dziewczyny trafiają do obozów pracy. Zakazana w ChRL jest również pornografia, a dostęp do stron XXX blokowany przez cybercenzurę. Mimo to biały mężczyzna przechadzający się Nanjing Lu, główną ulicą handlową Szanghaju, nie może się opędzić od panienek i ich „opiekunów". – Massage, sexy massage... – w ten sposób zachęcają do skorzystania ze swoich usług. Czyżby sokoli wzrok chińskich służb bezpieczeństwa publicznego jakimś cudem omijał centrum Szanghaju? Ten interes w ChRL nie jest bynajmniej prowadzony w ścisłej konspiracji. „Nazywam się Judy i jestem popularna, gdyż potrafię zaspokoić pożądanie niemal wszystkich mężczyzn (...) Jeśli jesteś zainteresowany seksem takim jak na filmie »Ostrożnie, pożądanie«, będę twoim najlepszym wyborem" – bez ogródek reklamuje się przyciągająca wzrok chińska call girl na stronie jednej z nankińskich agencji. Czyżby chłodny jak mandżurska zima wzrok bezpieki był na to ślepy? Na chińskiej prowincji samotny rolnik szukający żony może sobie kupić kobietę, np. uchodźczynię z Korei Północnej za równowartość 2 tys. zł (tak przynajmniej utrzymują organizacje walczące z handlem żywym towarem). By dostać dla swojego nowego nabytku „houkou" (chiński dowód osobisty, bez którego nie można kupić biletu kolejowego czy pójść do lekarza), trzeba zapłacić dodatkowe kilkaset juanów. Może zabrzmi to podle, ale pieniądz najskuteczniej wybija dziury w chińskim systemie polityczno-społecznym.

Dwie drogi

Pogrążaniu się partii i klas wyższych w konsumpcji towarzyszy do pewnego stopnia luzowanie śruby, jeśli chodzi o ideologię i politykę historyczną. Co prawda, nad bramą Tiananmen wciąż wisi portret Mao, co prawda, przed mauzoleum kryjącym jego mumię wciąż ustawiają się długie kolejki ludzi, ale okres panowania „Wielkiego Sternika" jest już dla większości Chińczyków mglistą epoką, na którą spuszczono kurtynę milczenia. Młodzi ludzie otwarcie przyznają, że nigdy nie czytali „czerwonej książeczki" i niewiele wiedzą o czasach Mao. W sklepikach z pamiątkami można kupić gadżety z Czang Kaj-szekiem, jego piękną żoną Song Meiling i kuomintagowskimi bohaterami wojny z Japonią. (Widziałem nawet figurkę Czanga i Mao siedzących wspólnie na ławeczce i przyjaźnie gawędzących). W muzeum masakry nankińskiej Czang i Kuomintang pokazani są w dobrym świetle, a na wystawie powiewają flagi Republiki Chińskiej. Chińska państwowa telewizja puszcza wiele seriali historycznych, a w nich nacjonalistyczny przeciwnik z lat wojny domowej nie jest wcale odmalowany w mocno ciemnych barwach. Trochę to przypomina lekkie rehabilitowanie niekomunistycznych polskich bohaterów w czasach Gierka. Jeden z filmów puszczanych w państwowej telewizji przywodzi na myśl amerykańskie produkcje o wojnie secesyjnej czy serial „Polonia Restituta" Bohdana Poręby – opowiada o generałach Kuomintangu i komunistów pokazując ich jako szlachetnych ludzi różnymi drogami dążących do dobra Chin. O „staruszku Czangu" można już dobrze wspominać w niektórych kontekstach, wszak rządzący na Tajwanie Kuomintang jest partią przyjazną Pekinowi, a tajwańskie inwestycje mocno przyczyniły się do chińskiego sukcesu gospodarczego.

Szczeliny w systemie widać również w innym obszarze oficjalnej narracji. Dla zwykłego Europejczyka stosunki chińsko-japońskie kojarzą się głównie z szeregiem sporów o podłożu strategicznym i historycznym. Istnieje przekonanie o silnej niechęci zwykłych Chińczyków do Japonii motywowanej wojennymi krzywdami. Istotnie, niechęć istnieje, krzywdy nie zostały zapomniane (o co dba państwowa polityka historyczna), a wielu Chińczyków wypomina japońskim władzom, że do dziś nawet nie zdobyły się na przeprosiny za horrory wojny i okupacji. Jednocześnie jednak wielu Chińczykom Japonia imponuje, podobnie jak w czasach późnego PRL wielu Polakom Niemcy Zachodnie. Ceniona jest tam japońska technologia, posady w japońskich koncernach, a także japońska kultura popularna. Gadżety związane z anime, a szczególnie z arcypopularnym serialem „One Piece", są tam częstym widokiem. Chińczycy skopiowali nawet taki japoński fenomen jak „maid cafe" (kawiarnie z kelnerkami w strojach francuskich pokojówek przeznaczone dla fanów mangi, anime i gier wideo). Konsumpcja i moda potrafią więc przedziurawić nawet najsolidniejszy mur zbudowany z propagandy.

– Może i nie ma tutaj dostępu do Facebooka, ale mamy własnego Face'a, czyli Weibo. Tam ludzie pozwalają sobie na całkiem swobodną dyskusję i czasem bardzo ostro krytykują chiński rząd. Cenzura kasuje posty właściwie tylko w okolicach świąt państwowych, a tak poza tym nie chce jej się ingerować – przyznaje nasza koleżanka Alice. Jakiż to postęp od czasów Mao, gdy skutecznie zablokowano Chińczykom nawet informacje o amerykańskim lądowaniu na Księżycu. Nowe technologie i dynamiczny rozwój gospodarczy mocno wpływają na zmieniające się oblicze Chin. Sformułowana przez Marksa zasada „byt określa świadomość" chyba nigdy nie była jeszcze tak trafna. Truchło Marksa musi się jednak przewracać w grobie – oto bowiem największy na świecie, wciąż nominalnie komunistyczny kraj jest do cna przesiąknięty kapitalizmem i konsumpcjonizmem.

Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy
Parkiet PLUS
Pokojowa bańka, czyli nadzieje i realia końca wojny o Ukrainę