Polski rynek gastronomiczny ma wartość prawie 24 mld zł. Rośnie w tempie około 3 proc. rocznie. Okres przed Wielkanocą dla wielu restauratorów jest czasem wzmożonej pracy, ponieważ z roku na rok na popularności zyskuje catering, zamawiany m.in. przed firmy, które organizują spotkania dla pracowników.
Eksperci podkreślają, że branża restauracyjna ma w Polsce dobre perspektywy, ale mimo to łatwiej wskazać firmy, które w ostatnich latach zbankrutowały, niż te które odniosły sukces. W atmosferze skandalu z warszawskiej giełdy zniknął PolRest, następnie zbankrutowało Polskie Jadło, a teraz w upadłości likwidacyjnej jest R&C Union.
Na rynku głównym obecnie notowane są trzy spółki restauracyjne i każda z nich w tym roku radzi sobie zdecydowanie lepiej niż rynek. Średnio zdrożały o ponad 60 proc.
Sfinks: rentowność priorytetem
W ostatnich tygodniach mocno w górę idzie kurs Sfinksa. Opublikowana niedawno strategia na najbliższe lata utwierdziła inwestorów w przekonaniu, że najgorsze czasy spółka ma już za sobą. Zapowiada systematyczną poprawę wyników. W 2020 r. przychody grupy mają przekroczyć 330 mln zł, a zysk netto 30 mln zł.
– Prowadzenie biznesu gastronomicznego nie jest łatwym przedsięwzięciem. Nawet ciekawy pomysł może się okazać porażką w zderzeniu z rzeczywistością – podkreśla Sylwester Cacek, prezes i wiodący akcjonariusz Sfinksa. Dodaje, że wiele elementów musi współgrać, aby lokal dobrze funkcjonował. Ważne jest umiejętne zarządzanie restauracją, odpowiednio przygotowana oferta, doświadczony personel i dobra lokalizacja. Poza tym należy uważnie śledzić rynek i wsłuchiwać się w oczekiwania klientów. – Gdy któryś z tych czynników zawodzi, pojawiają się kłopoty, a brak odpowiedniej reakcji będzie je tylko pogłębiał i prowadził do upadku – mówi Cacek.