Klamka zapadła. Trzecia transza ustawy ułatwiającej dostęp do wykonywania niektórych zawodów nieco ponad tydzień temu została podpisana przez prezydenta. Materiał ten zapewne by nie powstał, gdyby nie fakt, że właśnie w tej części znalazły się także zawody związane z rynkiem kapitałowym. Teoretycznie wszystko już wiadomo. Jak to jednak często bywa, teoria nie zawsze pokrywa się z rzeczywistością.
Długa i wyboista droga
Deregulacja zawodów związanych z rynkiem kapitałowym, czyli mówiąc wprost: maklera papierów wartościowych i doradcy inwestycyjnego, ma swoją długą i burzliwą historię. Podchodzono do niej wielokrotnie, jednak prawdziwą batalię o licencje maklerskie i doradcze, które uzyskuje się po zdaniu egzaminu organizowanego przez KNF, stoczono za czasów rządów Platformy Obywatelskiej. To właśnie ta ekipa zaproponowała, aby na oścież otworzyć drzwi do zawodu przyszłym maklerom i doradcom. Pomysł, jak to zrobić, był banalnie prosty: trzeba znieść licencje maklera i doradcy. Pierwsze z nich miały być zlikwidowane już w drugiej transzy deregulacyjnej. Jak jednak pokazała przyszłość, na planach się skończyło, a z pierwotnego pomysłu rządzących zostały tylko strzępy. Wszystko dlatego, że od początku pomysł zniesienia licencji budził ogromny sprzeciw rynku kapitałowego. Podczas dyskusji na ten temat wielokrotnie powtarzano, że ich likwidacja może znacząco obniżyć bezpieczeństwo i zaufanie do rynku. Deregulacja zawodu maklera i doradcy w miarę upływu czasu przechodziła więc ewolucję. Najpierw maklerów przesunięto do trzeciej transzy deregulacji. Dla ludzi rynku kapitałowego był to wyraźny znak, że w walce o utrzymanie licencji wcale nie stoją na straconej pozycji. Dalszy ciąg zdarzeń tylko utwierdził ich w tym przekonaniu.
Ministerstwo Sprawiedliwości, które prowadziło cały proces, stopniowo zaczęło odchodzić od swoich pierwotnych pomysłów. W pewnym momencie idea likwidacji licencji upadła. W zamian za to zaproponowano, aby oprócz egzaminu KNF odpowiednie uprawnienia dawała praktyka oraz ukończenie odpowiednich studiów. I ta wersja uległa jednak modyfikacji.
Ostatecznie więc okazało się, że egzaminy na maklera i doradcę zostają. Dla osób marzących o karierze na rynku kapitałowym otwiera się jednak dodatkowa furtka. Licencje ma dawać także ukończenie odpowiedniego kierunku studiów bądź też zdobycie zagranicznych certyfikatów, które będą automatycznie uprawniały do wpisu na listę maklerów lub doradców. Proste? Nie do końca. Właściwie to można powiedzieć, że zabawa dopiero się zaczyna.