Kosmetyka zamiast rewolucji

Wydawało się, że licencje maklerska i doradcy inwestycyjnego odejdą do lamusa. Nic z tych rzeczy. Zdecydowany sprzeciw rynku kapitałowego zrobił swoje. Jak wygląda krajobraz po burzy?

Aktualizacja: 06.02.2017 19:33 Publikacja: 08.09.2015 11:00

Kosmetyka zamiast rewolucji

Foto: Bloomberg

 

Klamka zapadła. Trzecia transza ustawy ułatwiającej dostęp do wykonywania niektórych zawodów nieco ponad tydzień temu została podpisana przez prezydenta. Materiał ten zapewne by nie powstał, gdyby nie fakt, że właśnie w tej części znalazły się także zawody związane z rynkiem kapitałowym. Teoretycznie wszystko już wiadomo. Jak to jednak często bywa, teoria nie zawsze pokrywa się z rzeczywistością.

Długa i wyboista droga

Deregulacja zawodów związanych z rynkiem kapitałowym, czyli mówiąc wprost: maklera papierów wartościowych i doradcy inwestycyjnego, ma swoją długą i burzliwą historię. Podchodzono do niej wielokrotnie, jednak prawdziwą batalię o licencje maklerskie i doradcze, które uzyskuje się po zdaniu egzaminu organizowanego przez KNF, stoczono za czasów rządów Platformy Obywatelskiej. To właśnie ta ekipa zaproponowała, aby na oścież otworzyć drzwi do zawodu przyszłym maklerom i doradcom. Pomysł, jak to zrobić, był banalnie prosty: trzeba znieść licencje maklera i doradcy. Pierwsze z nich miały być zlikwidowane już w drugiej transzy deregulacyjnej. Jak jednak pokazała przyszłość, na planach się skończyło, a z pierwotnego pomysłu rządzących zostały tylko strzępy. Wszystko dlatego, że od początku pomysł zniesienia licencji budził ogromny sprzeciw rynku kapitałowego. Podczas dyskusji na ten temat wielokrotnie powtarzano, że ich likwidacja może znacząco obniżyć bezpieczeństwo i zaufanie do rynku. Deregulacja zawodu maklera i doradcy w miarę upływu czasu przechodziła więc ewolucję. Najpierw maklerów przesunięto do trzeciej transzy deregulacji. Dla ludzi rynku kapitałowego był to wyraźny znak, że w walce o utrzymanie licencji wcale nie stoją na straconej pozycji. Dalszy ciąg zdarzeń tylko utwierdził ich w tym przekonaniu.

Ministerstwo Sprawiedliwości, które prowadziło cały proces, stopniowo zaczęło odchodzić od swoich pierwotnych pomysłów. W pewnym momencie idea likwidacji licencji upadła. W zamian za to zaproponowano, aby oprócz egzaminu KNF odpowiednie uprawnienia dawała praktyka oraz ukończenie odpowiednich studiów. I ta wersja uległa jednak modyfikacji.

Ostatecznie więc okazało się, że egzaminy na maklera i doradcę zostają. Dla osób marzących o karierze na rynku kapitałowym otwiera się jednak dodatkowa furtka. Licencje ma dawać także ukończenie odpowiedniego kierunku studiów bądź też zdobycie zagranicznych certyfikatów, które będą automatycznie uprawniały do wpisu na listę maklerów lub doradców. Proste? Nie do końca. Właściwie to można powiedzieć, że zabawa dopiero się zaczyna.

Czas na weryfikację uczelni

Na tę chwilę jest więcej pytań niż odpowiedzi. Przede wszystkim nie wiadomo, jaką uczelnię i kierunek trzeba będzie skończyć, aby zostać maklerem bądź doradcą. Taka lista może dopiero powstać, kiedy Komisja Nadzoru Finansowego zawrze z uczelniami odpowiednie umowy. Jest jednak jeden warunek. Dana uczelnia musi mieć uprawnienia do nadawania stopnia doktora nauk ekonomicznych lub prawnych i prowadzić kierunek studiów, który swoim zakresem będzie obejmował wiedzę z szeroko pojętego rynku kapitałowego.

– Analizujemy sprawę, najważniejsza jest gwarancja odpowiedniego poziomu kształcenia, a ewentualna współpraca z uczelniami powinna się odbywać na podstawie przejrzystych oraz równych dla wszystkich kryteriów – mówi Łukasz Dajnowicz, rzecznik KNF.

Znaków zapytania jest jednak więcej. Nie wiadomo, jak do tematu podejdą same uczelnie. Przykład aktuariuszy, dla których ustawodawca w drugiej transzy deregulacji również przewidział możliwość zdobycia licencji drogą „uczelnianą", pokazuje, że podpisanie umów między przewodniczącym komisji egzaminacyjnej a uczelnią wyższą wcale nie jest takie oczywiste. W tym przypadku do tej pory nie nawiązano żadnej współpracy. Eksperci wskazują, że podobnie może być w przypadku maklerów i doradców.

Kolejny znak zapytania dotyczy tego, jak pracodawcy będą podchodzić do osób, które licencję zdobędą nie przez egzamin KNF, ale przez ukończenie wyznaczonego kierunku na wskazanej uczelni wyższej.

– Załóżmy, że rozważamy dwóch podobnych kandydatów. Jeden z nich ma licencję maklerską, a drugi ukończył kierunek ekonomiczny na dobrej uczelni. Przy pozostałych warunkach równych obecnie wybrałbym tego z licencją. Jak będzie po wejściu w życie ustawy deregulacyjnej? Wszystko będzie zależeć od jakości i standardów nauczania na nowych kierunkach maklerskich. Co do zasady wydaje się, że w ciągu pięciu lat można nauczyć się więcej niż w trakcie przygotowań do egzaminu maklerskiego. Jeśli jednak wiedza ze studiów będzie zbyt ogólna, student nie nabędzie konkretnych umiejętności i znajomości bieżących regulacji, więc domy maklerskie nadal będą preferowały maklera z egzaminem KNF – uważa Michał Wojciechowski, zastępca dyrektora w DM BOŚ.

Licencja za tytuł, tylko jaki?

Również w przypadku drugiej drogi, która według nowej ustawy ma dawać uprawnienia maklerskie i doradcze, jest wiele niewiadomych. Chociaż sam pomysł oceniany jest pozytywnie, to na razie nie określono, jakie dokładnie międzynarodowe tytuły będą wystarczające, by móc nazywać się maklerem lub doradcą. To, w ramach rozporządzenia, ma zrobić minister właściwy do spraw instytucji finansowych.

– Wydane rozporządzenie zachowuje swoją moc przez sześć miesięcy od dnia wejścia w życie ustawy, przy czym wchodzi ona w życie zasadniczo po upływie 60 dni od dnia jej ogłoszenia. Mając to na uwadze, prace legislacyjne w sprawie przedmiotowego rozporządzenia rozpoczną się w terminie zapewniającym prawidłowe wykonanie upoważnienia ustawowego – usłyszeliśmy w MF. Wiele więc wskazuje na to, że na maklerów i doradców, którzy zdobędą odpowiednie uprawnienia inną drogą niż poprzez egzamin Komisji Nadzoru Finansowego, przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.

Tak więc deregulacja maklera i doradcy, która miała być rewolucją rynkową, może się okazać jedynie kosmetycznymi zmianami. Eksperci nie dość, że nie są zawiedzeni tym faktem, to jeszcze święcą z tego powodu triumf. Jednocześnie podkreślają jednak, że same egzaminy na maklera i doradcę potrzebują zmian, tak aby ich zakres tematyczny był dostosowany do realnych potrzeb rynku. To już jednak temat na odrębny materiał.

Maklerzy i doradcy: Historia deregulacji

- Pomysł deregulacji zawodów pojawił się w exposé premiera Donalda Tuska w listopadzie 2011 r. Projekt podzielono na kilka transz. W pierwotnej wersji planowano całkowite zniesie licencji maklerskiej (w drugiej transzy deregulacji) oraz doradcy inwestycyjnego (trzecia transza).

- Na początku 2013 r. ówczesny minister sprawiedliwości Jarosław Gowin informuje o przesunięciu licencji maklera papierów wartościowych, „ze względów proceduralnych" do trzeciej transzy deregulacji.

- W połowie 2013 r. rząd odchodzi od pomysłu całkowitego zniesienia licencji i proponuje, aby licencje dawały odpowiednie studia oraz praktyka.

- Na początku 2014 r. upada pomysł, aby licencje przyznawać na podstawie praktyk zawodowych. Pojawia się natomiast idea przyznawania licencji na podstawie zagranicznych certyfikatów.

- W kwietniu 2014 r. ustawa trzeciej transzy deregulacyjnej trafia do Sejmu. Dopiero jednak w czerwcu 2015 r. projekt wychodzi z niższej izby parlamentu.

- 27 sierpnia prezydent podpisuje trzecią transzę ustawy deregulacyjnej.

Zdany egzamin to prestiż i uznanie

Paweł Cymcyk, prezes, Związek Maklerów i Doradców

Przede wszystkim warto podkreślić, że egzaminy na maklera i doradcę inwestycyjnego, które przeprowadza KNF, zostają. Co prawda otwiera się dodatkowa furtka do zdobycia licencji w postaci skończenia odpowiednich kierunków na wyższych uczelniach, ale nie spodziewam się, by w najbliższym czasie droga ta zyskała dużą popularność. Przede wszystkim Komisji Nadzoru Finansowego może być trudno określić, które uczelnie i kierunki spełniają wymagania stawiane przez rynek kapitałowy oraz pracodawców. Cały proces weryfikacji tego jest czasochłonny i tak na dobrą sprawę przy każdej uczelni powinien funkcjonować delegat nadzoru, który weryfikowałby, czy absolwenci danego kierunku studiów spełniają określone wymagania. My, jako Związek Maklerów i Doradców, oczywiście wyrażamy gotowość do współpracy w procesie weryfikacji uczelni i konkretnych kierunków, tak aby na rynek wypuszczane były wykwalifikowane osoby. Nie spodziewałbym się natomiast zalewu osób na rynku, które zdobędą licencję tą drogą. Poza tym pamiętajmy, że licencja uzyskana przez zdanie egzaminu to jednak większy prestiż i uznanie w oczach przyszłych pracodawców. Co więcej, droga egzaminacyjna jest zdecydowanie szybsza. Pamiętajmy bowiem, że ukończenie studiów trwa kilka lat, a egzamin zdaje się raz.

Uczelnie prezentują zróżnicowany poziom

prof. Krzysztof Jajuga, prezes, CFA Society Poland

Ostrożnie podchodziłbym do możliwości otrzymywania tytułu doradcy inwestycyjnego i maklera bez zdawania odpowiednich, zunifikowanych egzaminów. Rodzime uczelnie, których ukończenie miałoby upoważniać do posługiwania się takimi tytułami, prezentują bardzo zróżnicowany poziom nauczania w obszarach, które dotyczą obu kwalifikacji. Można jednak znaleźć jednostki charakteryzujące się bardzo dobrym poziomem naukowym, spełniające standardy edukacyjne i dysponujące profesjonalną kadrą. Warto je premiować, wcześniej określając minima i warunki programowe do nadawania uprawnień zawodowych. Dobrze oceniamy pomysł, by niektóre z zagranicznych tytułów uprawniały do uzyskania licencji maklera czy doradcy w Polsce. Nasz rynek kapitałowy nie działa inaczej niż w krajach rozwiniętych, a programy wielu zagranicznych i rodzimych certyfikatów pokrywają się. Przykładem jest Chartered Financial Analyst, obejmujący ten sam zakres wiedzy i umiejętności, które są niezbędne do uzyskania tytułu doradcy inwestycyjnego. Tytuł CFA, wyjątkowo rygorystyczny co do wymogów egzaminacyjnych, jest na całym świecie uznawany za „złoty standard" w zakresie usług rynku finansowego. Skoro nie kwestionują go pracodawcy, dlaczego mieliby ustawodawcy?

Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy
Parkiet PLUS
Pokojowa bańka, czyli nadzieje i realia końca wojny o Ukrainę