Zgodzę się, że dzisiejsza sytuacja prywatnych TFI jest zła i duży wpływ na to mają doświadczenia z zeszłego roku. O tym, kto zawinił, dowiemy się jednak dopiero wtedy, gdy skończą się sprawy przed sądami, a te się jeszcze nawet nie zaczęły. Dziś tego nie rozstrzygniemy. Efekt jest jednak taki, że dziś sprzedają się głównie fundusze dłużne, bo są też postrzegane jako stosunkowo bezpieczne. Większość tej sprzedaży dotyczy podmiotów państwowych i korporacyjnych, a nie funduszy tych TFI, które mają nawet lepsze wyniki w tych samych klasach aktywów. I to nie jest zbieg okoliczności. Gdyby marna sprzedaż funduszy dotyczyła tylko nas, to mógłbym pomyśleć, że można to zrzucić na karb wydarzeń z zeszłego roku. Jeśli jednak są inne TFI, które nie mają za sobą takich problemów w tle, mają dobre wyniki, a ich fundusze nie są sprzedawane, co nie jest w interesie klienta, to tylko dlatego, że dystrybutorom się to nie opłaca. Oczywiście problem ten nie występuje w dużych grupach kapitałowych. Tam dystrybutorzy mogą nie pobierać nawet żadnego wynagrodzenia od TFI, bo te pieniądze i tak pozostają w ramach grupy kapitałowej.
Dziwię się, że nie ma głośnego larum prywatnych podmiotów. Z powodów regulacyjno-finansowych zostały odcięte od klientów i to jest oczywiście niedobre dla TFI, ale również nieatrakcyjne dla rynku, dla klientów. Mamy gorszą konkurencję i brak rozwoju. To jest główny kłopot obecnego modelu. Jeśli ten okres zawieszenia będzie trwał, to konkurencja obumrze.
Czy rynek prywatnych TFI nie skończył się rok temu przez to, co wydarzyło się w Altusie?
Nie ma się co czarować. Wyjątkowo to nie pomogło rynkowi TFI. Zauważmy jednak, że dotąd w żadnym cywilizowanym kraju nie zdarzyło się, żeby czwarty czy piąty podmiot w danej klasie rynku finansowego w ciągu miesiąca musiał obsłużyć 90 proc. umorzenia. Trzeba tylko pamiętać, że gdyby taka skala umorzeń zdarzyła się w dowolnej innej instytucji finansowej (TFI czy banku), żaden z tych podmiotów, niezależnie, czy państwowy czy prywatny, nie byłby w stanie wypłacić wszystkim klientom ich środków w tak krótkim czasie. W efekcie mamy zniszczone zaufanie do szeroko pojętego rynku finansowego i sensu inwestowania na nim. Mamy również masę poszkodowanych klientów, zarówno TFI, jak i inwestujących w inny sposób na rynku kapitałowym. Pytanie, co jeśli się okaże, że to wszystko stało się nie przez osoby ze środowiska Altusa, tylko przez osoby, którym się błędnie wydawało, że one zawiniły. Nie wysadza się centrum handlowego na podstawie podejrzenia, że może się w nim znajdować dwóch potencjalnych terrorystów, a w przypadku Altusa właśnie tak postąpiono. Mało tego, ofiarami były również TFI – i ich klienci – które w ogóle nie były związane ze sprawą, a oberwało im się w drugiej fali umorzeń. Poziom zarządzania tą sprawą tylko generował ryzyko, zamiast je zmniejszać. Niezależnie od tego, czy dane osoby są winne czy nie, masa szkód, które się zadziały, była całkiem niepotrzebna. A szczególnie, gdyby się okazało, że te osoby są niewinne, o czym jestem przekonany. Rynek finansowy jest tak stabilny, jak stabilna jest równowaga emocjonalna jego uczestników. To wszyscy powinniśmy wiedzieć i rozumieć. Tymczasem do dzisiaj głównym podejrzanym nie postawiono zarzutów, choć minęło już dużo czasu. Wielu ludzi straciło pieniądze i spora część biznesów została mocno podkopana albo wręcz się je zamyka. To jedyne, co można powiedzieć po stronie pewników.
Jaki jest plan na Rockbridge TFI?