Pod koniec lutego zapadł w Naczelnym Sądzie Administracyjnym (sygnatura FSK 823/22) wyrok, kończący sprawę podatniczki, która kupiła cztery mieszkania, wyremontowała je i po kolei sprzedała. Nie wchodząc tu w szczegóły postępowania toczącego się przed organami podatkowymi, można w skrócie powiedzieć, że podatniczka uznała, iż sprzedaż mieszkań jest opodatkowana podatkiem liniowym, przewidzianym tradycyjnie do opodatkowania dochodów ze zbycia nieruchomości, zaś organy podatkowe potraktowały jej działania jako zespół czynności składających się na działalność gospodarczą, a ta – jak możemy się domyślać – podlega opodatkowaniu również według skali podatkowej. Mamy więc dylemat wysokości opodatkowania, a więc stawki podatkowej.
Niestety, wyrok sądu był dla flipperki mieszkaniowej niekorzystny, a jej skarga wniesiona po równie niekorzystnym wyroku WSA upadła. Swoistego smaczku tej sprawie dodaje nie to, że inwestorka podjęła się akurat takiej działalności zarobkowej, ale że na pewnym etapie postępowania wyjaśniała, że „w obecnych czasach (inwestowanie – przyp. RM) w posiadanie nieruchomości czy ich sprzedaż jest czymś zupełnie normalnym, jako że lokaty bankowe nie przynoszą żadnych zysków (...) więc takie lokowanie zasobów kapitałowych w nieruchomości nie może być kwalifikowane jako działalność gospodarcza”. Pokazuje bowiem ostatecznie, że spojrzenie na dywersyfikację inwestycyjną wiąże się nieuchronnie z dywersyfikacją podatkową, ta zaś nie jest uzależniona od naszego wyboru, ale od oceny organów podatkowych czy sądów.
Rozumiecie teraz, dlaczego analogia tej sprawy do opodatkowania inwestycji na rynku kapitałowym jest tak niebezpieczna? Rozumiecie jakie ryzyka niesie dla działalności każdego inwestora?
Pisząc poprzednio w różnych publikacjach na temat opodatkowania dochodów z odpłatnego zbycia i realizacji instrumentów finansowych, koncentrowałem się na interpretacjach prowadzących do wniosku, że organy podatkowe niechętnie będą akceptować wybór podatnika polegający na połączeniu czynności zarobkowych z rynku kapitałowego z czynnościami zarobkowymi w działalności gospodarczej. No cóż... fiskusowi chodziło i chodzi przecież głównie o to, by nie mieszać zysków i strat z obu „koszyków”, a co najważniejsze – nie optymalizować wysokości zobowiązania podatkowego poprzez wykorzystywanie straty (lub kosztów) powstałej w jednym z „koszyków”. Teraz okazuje się, że tamte wyroki, nakazujące wyłączać „coś” z działalności gospodarczej, żeby opodatkować to osobno w PIT-38, są nieistotne. Jeśli fiskus uzna, że z działalności gospodarczej celowo wyłączamy dziedzinę podlegającą opodatkowaniu stawką liniową (tak samo jak opisywana flipperka), może postanowić, że postępujemy również nieprawidłowo. I może się okazać, że dochody z odpłatnego zbycia i realizacji instrumentów finansowych w określonych okolicznościach powinny być opodatkowane np. według skali wyższą stawką, w innym reżimie obowiązków księgowo-podatkowych. To może rodzić nawet konsekwencje karnoskarbowe.
Dla kogo takie wychylenie wahadła sprawiedliwości w drugą stronę może być szczególnie groźne? Otóż przede wszystkim dla tych inwestorów rynku finansowego i giełdowego, którzy poza posiadaniem rachunków brokerskich czy innych kapitałów pieniężnych prowadzą działalność gospodarczą już zarejestrowaną. A po drugie dla tych, którzy działalności nie prowadzą, ale uznali, że działalność na rynku kapitałowym warto rozwinąć do skali osiągającej przychody w setkach tysięcy złotych. Teraz okazuje się, że organy podatkowe mogą przyjąć, że ich „zorganizowana, powtarzalna i ciągła” działalność inwestycyjna może być opodatkowana stawką nie 19, ale 32 proc.