Nasza oferta w zakresie obsługi handlu elektronicznego – market access – zdecydowanie wyróżnia nas na tle konkurencji. Jest to usługa, która w mojej ocenie ma przyszłość, dodatkowo jeżeli rynek będzie się rozwijał, myślę o obrotach, może być skalowalna. Mamy ambitne plany na ten rok zarówno w zakresie rozwoju usługi dostępu w obszarze technologii, jak i biznesu. Prowadzimy intensywne rozmowy z potencjalnymi klientami zainteresowanymi handlem elektronicznym.
Jak wspomniałem, ubiegły rok był bardzo trudny dla maklerów. Co jest największą bolączką całego rynku? Regulacje, zdalni brokerzy, brak lokalnego kapitału, a może jeszcze coś innego? A może to sami brokerzy są problemem, bo wciąż żyją przeświadczeniem, że to oni są najważniejszą częścią rynku kapitałowego?
Zacznę od końca i pozwolę sobie nie zgodzić się z tak postawioną tezą dotyczącą środowiska maklerskiego. W większości biura i domy maklerskie są poniekąd ofiarą szeroko rozumianych problemów strukturalnych naszego rynku, a nie ich przyczyną. Większość naszych kolegów po stronie sell-side, a Erste na pewno widzi się w roli usługodawcy, dla którego najważniejsi są klienci i ich pieniądze. Oczywiście dostrzegam też w środowisku maklerskim efekt swoistego zakotwiczenia, którego skutkiem jest często brak świeżego spojrzenia na niektóre tematy. Ono z pewnością by się przydało. Jeżeli natomiast chodzi o przyczyny stanu rynku, w tym maklerskiego, uważam, że zamiast długich wywodów lepszą odpowiedzią są następujące liczby i fakty: 4 mld zł odpływów z funduszy (akcji oraz absolutnej stopy zwrotu), około 4 mld zł odpływów za granicę ze zmniejszeniem wag Polski w indeksach globalnych, podaż z OFE, czyli efekt suwaka i spadek obrotów na głównym rynku GPW o 7,8 proc. rok do roku. Poza stricte „flowowymi" problemami rynkowi ciąży także zachowanie dużych polskich spółek, w tym słaba dynamika wzrostu zysków, ryzyka regulacyjne, słaby corporate governance, a także negatywne nastawienie inwestorów do rynków emerging markets. Tych negatywnych czynników nazbierało się trochę. Nie ma co kolorować rzeczywistości.
Podsumowując, w mojej ocenie największą bolączką jest odwrót inwestorów od rynku akcji i słabe zachowanie indeksów. Oczywiście dalsze „uzdalnianie obrotu" poprzez rosnący udział brokerów globalnych, a także nadmierne regulacje również nie sprzyjają, ale nadałbym im mniejszą wagę. Najważniejsze jest to, żeby na GPW inwestorzy znowu zarabiali, wtedy bolączki przestaną mieć znaczenie i częściowo same znikną.
Myśli pan, że w 2020 r. chociaż część tych bolączek zniknie? I czy w końcu nad domami maklerskimi zaświeci słońce?
Wszystkie znaki na niebie wskazują, że powinno być lepiej. Dłuższy okres słabych stóp zwrotu spowodował rezygnację inwestorów i skrajnie negatywne nastawienie do polskiego rynku. Nasze szacunki, które są mniej więcej zgodne z oczekiwaniami rynkowymi, przewidują, że napływy z PPK na rynek akcji powinny być w przedziale 1,2–1,6 mld zł w 2020 r., a w 2021 r. się podwoją, przy zakładanej stopie partycypacji na poziomie 35 proc. Również z OFE napływy powinny być już także dodatnie netto, w przedziale 1,6–3 mld zł, przy założeniu efektu suwaka, wpływu z dywidend oraz zwiększenia limitu alokacji w akcje. Wciąż jednak niewiadomą jest, ile osób pozostanie w OFE, a ile zdecyduje się przenieść do ZUS, a to może mieć kolosalne znaczenie dla całego rynku. Polska jest cały czas bardzo niedoważona przez inwestorów zagranicznych. Mediana funduszy, dla których punktem odniesienia jest indeks MSCI EM, ma 0,2 proc. akcji, podczas gdy udział Polski w tym indeksie to 1 proc. Patrząc szerzej, alokacja wśród inwestorów amerykańskich, czyli tych najzamożniejszych, historycznie była na poziomie 50/50 proc. – Europa/Azja, obecnie zmieniło się to na korzyść Azji – 70 proc. do 30 proc. Jesteśmy więc niedoważeni, wśród niedoważonych. Jeżeli chodzi o prognozy zysków to nie ma rewelacji, ale i dramatów, natomiast wyceny spółek na naszym parkiecie są niskie. Zdaje się jednak, że inwestorzy zdyskontowali już w cenach negatywne scenariusze i potencjał do spadków powinien być ograniczony. Stosunkowo niewielki kapitał może zmienić sytuację indeksów, a to może spowodować z kolei efekt kuli śnieżnej. Dużo czynników przemawia też za pobudzeniem napływów z tzw. ulicy: niskie stopy i depozyty, rosnąca inflacja, wciąż wysokie PKB i rosnący poziom oszczędności.