W nowy rok rynek amerykański wchodzi z wysokimi wycenami, ale jednocześnie pewnym zwątpieniem inwestorów w dalszą kontynuację hossy. Nieco inaczej obraz wygląda na GPW. Wyceny przy Książęcej są niskie, a noworoczne otwarcie przebiegło pod znakiem nadziei na lepszy rok po bardzo słabej drugiej połowie minionego 2024 roku.
Jednocześnie warto dodać, że rynek amerykański od dłuższego już czasu nie przyciąga kapitału atrakcyjnymi wycenami, ale czymś zupełnie innym. Tamtejsze spółki po prostu szybko się rozwijają i nie brakuje historii spektakularnych wręcz postępów.
W ubiegłym roku takim nośnym tematem była rewolucja AI, która wyniosła na wyżyny Nvidię.
Z kolei na GPW atrakcyjne wyceny nie są czymś zaskakującym, gdyż towarzyszą nam już od dłuższego czasu. Budując możliwe scenariusze na nowo rozpoczęty rok, nie warto więc opierać się tylko na nich. Owszem, widać pewne dyskonto, które nie do końca jest uzasadnione. Może to budzić lekki optymizm, ale do wznowienia hossy potrzeba czegoś więcej. Mowa o historii, która przyciągnęłaby kapitał i uwolniła wartość, która na rynku jest obecna. Noworoczne otwarcie może być budujące, ale niekonieczne warto wyciągać z niego zbyt daleko idące wnioski.
Za oceanem nastroje nie wydają się przy tym zbyt optymistyczne. Takie były w grudniu, ale ostatnie posiedzenie FOMC wylało na rynek kubeł zimnej wody. Od tego czasu indeks S&P 500 buksuje w miejscu. Słaby był nawet okres przełomu starego i nowego roku, w którym obniżona płynność z reguły prowadzi do zwyżek w ramach tzw. rajdu św. Mikołaja. Widać przy tym pewne zwątpienie w kontynuację hossy, które pojawiło się zadziwiająco szybko, biorąc pod uwagę dotychczasową niewielką skalę korekty. W tym kontekście można pozostawać jednak optymistą co do dalszych perspektyw. Rynek bowiem tradycyjnie wspina się po „ścianie strachu”. Szybkie pojawienie się tego strachu sugeruje, że trend się jeszcze nie kończy.