Na pytanie z tytułu przewrotnie można odpowiedzieć, że dla samych zainteresowanych, czyli zarządów spółek i kluczowej kadry kierowniczej (jeśli ich program też dotyczy, a tak zdarza się często, ale skrótowo będę używał nazwy „zarząd”), to na pewno dobra rzecz. A już tak zupełnie serio to tego typu programy są bardzo potrzebne, ale muszą być odpowiednio ułożone, tak aby motywować kluczowych pracowników do pracy na rzecz rozwoju firmy i wzrostu kursu akcji. Wtedy koszt tych programów będzie niczym dla akcjonariuszy w porównaniu z korzyściami, jakie uzyskają ze wzrostu wyceny.

Program motywacyjny najczęściej opiera się na wynagrodzeniu wypłacanym w akcjach spółki emitowanych po preferencyjnej cenie poniżej rynkowej. Program taki nie może jednak być zbyt duży w stosunku do kapitalizacji spółki, aby nie było nadmiernego rozwodnienia. Do tego wyznaczone w nim do spełnienia cele powinny być wyważone, ale ambitne. Dobrym odniesieniem jest tu konsensus rynkowy prognoz. Wszystko powyżej może być traktowane jako ambitny cel programu. Ze względów na możliwości manipulacji zyskiem netto raczej dobrze postrzegane jest unikanie tej kategorii przy określaniu celów programu. Preferowane jest skupienie się na przychodach i zysku EBITDA lub EBIT. Program nie może także być zbyt hojny, bo skrajnie duże wynagrodzenie w akcjach może zniechęcać do realizacji dalszych celów. Oczywiście jednak nie ma tu reguły – przykładem może być zarząd Kęt, czyli spółki, gdzie zarząd przez lata nabył akcje warte dziś dziesiątki milionów złotych, a spółka cały czas jest bardzo rentowna, kurs dobrze sobie radzi, zwłaszcza na tle sektora.

A jak jest w praktyce? Niestety, różnie, przy czym mam wrażenie, że proces ten się cywilizuje. Oczywiście, dalej są małe spółki, gdzie roczne wynagrodzenie zarządu jest zbliżone do zysku netto całej spółki, ale w spółkach mainstreamowych nie ma takich przypadków. Ostatnio nie widziałem też tak kontrowersyjnie sporządzonych warunków programu motywacyjnego, jak wypłata w akcjach z góry bez powiązania z jakimkolwiek zyskiem wypracowanym przez spółkę, którym swego czasu jedna ze spółek gamingowych obdarowała prezesa. Ostatni program motywacyjny CD Projektu został już dobrze oceniony przez rynek.

Na tym tle nowością jest program CCC. Spółka ta zaproponowała bardzo rynkowy program dla prezesów Miłka i Saltera z ABG. To mają być kluczowe osoby robiące różnice w spółce, a efektem tych różnic ma być cena akcji CCC na poziomie 300 zł.

Po osiągnięciu tej ceny ma się aktywować program motywacyjny w sumie do 750 tys. akcji dla obu menedżerów. Prezes Miłek deklaruje też niepobieranie wynagrodzenia w tym okresie. Jest to na pewno ciekawa forma programu dająca też inwestorom wyobrażenie, gdzie główny właściciel widzi kurs spółki. Niemniej nie jest to raczej program do zastosowania w wielu spółkach, a tylko ze specyficzną strukturą właścicielską. Zarząd składający się z pracowników najemnych z pewnością nie zgodzi się na pracę bez podstawowego wynagrodzenia. I nie ma w tym nic dziwnego. Program oparty na cenie akcji ma też ten minus, że nie uwzględnia otoczenia rynkowego – w okresie bessy spółka może nawet poprawiać wyniki, a wycena będzie spadać.