Ten rodzaj finansowania zyskał w ciągu ostatnich lat większe znaczenie, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Po kryzysie finansowym z 2007 r. banki, ze względu na liczne regulacje, nie wykorzystywały w pełni potencjału kredytowego dla przedsiębiorstw. Wydzielanie tych pożyczek zmniejsza również zagrożenie dla klientów banków, bo ryzyko upadłości jest przeniesione na inne podmioty.
Kredyty udzielane bezpośrednio oferują pewne korzyści zarówno dla inwestorów, jak i przedsiębiorstw. Przede wszystkim należy tutaj wymienić czas potrzebny do zawarcia transakcji. W przypadku tego rynku umowy są często finalizowane w ciągu kilku tygodni zamiast kilku miesięcy. Odchodzą również niektóre koszty, takie jak choćby utrzymanie ratingu, które mogą mieć istotne znaczenie szczególnie w przypadku firm o mniejszych potrzebach kapitałowych. Niektóre spółki zwracają również uwagę na prywatność – w przypadku transakcji na rynku prywatnym muszą dzielić się informacjami poufnymi tylko z jednym podmiotem, a nie z całym rynkiem, jak w przypadku obligacji.
Z perspektywy inwestora główną zaletą jest zauważalna niska zmienność. Jednocześnie jest to jeden z głównych zarzutów wobec rynku private credit. W ostatnim czasie artykuł opublikowany na portalu Bloomberg zarzucał firmom private equity, że wyceniają udzielone pożyczki w inny sposób, niż sugeruje to rynkowa wycena obligacji danej spółki.
Brak przejrzystości z pewnością jest poważnym zarzutem, ale mimo tych zastrzeżeń rynek rośnie w szybkim tempie. Między 2017 a 2022 rokiem wrósł średniorocznie 19 proc., osiągając na koniec tego okresu wartość około 2,1 biliona dolarów. Większość tego rynku to Stany Zjednoczone, natomiast Europa stanowi mniej więcej 1/10 całości.
Głównym ograniczeniem do dalszego wzrostu jest brak wystarczającej podaży. Popyt inwestorów wydaje się silny, a wielu z nich wskazuje, że ich ekspozycja na inwestycje w private credit jest niższa, niż faktycznie by tego chcieli.