W czwartek w ubiegłym tygodniu mogło się wydawać, że tzw. Trump trade dobiega końca, ale wydarzenia kolejnych dni chyba każą wstrzymać się z takimi tezami...
Faktycznie w czwartek widzieliśmy małą rynkową euforię i wydawało się, że mamy do czynienia z klasycznym podejściem „kupuj plotki, sprzedawaj fakty”. Rynki przecież już wcześniej grały pod zwycięstwo Trumpa. Realizacja zysków z tego tytułu była jednak tylko jednodniowa i to jest naprawdę zastanawiające. „Trump trade” potem wrócił, ale nie dotyczyło to jednej klasy aktywów. Mam na myśli tutaj złoto, które zyskiwało mocno przed wyborami i to mimo że umacniał się dolar i gwałtownie rosły rentowności obligacji. Po wyborach wróciły jednak dawne korelacje. Mamy nadal mocnego dolara, wysokie rentowności, ale teraz to szkodzi złotu.
Na rynkach wciąż mamy więc powyborczy chaos?
Mamy dyskontowanie ruchów prezydenta Trumpa. Istotne więc będzie to, jak będzie wyglądała jego administracja. Obecnie zaś głównym wygranym na rynkach finansowych są kryptowaluty.
Jak długo może to jeszcze potrwać? Ile czasu będzie rozgrywany Trump trade? Obietnice wyborcze to jedno, a ich realizacja to co innego. Niemniej jednak trzeba pamiętać, że Trump ma chyba teraz w ręku wszystkie karty.
Faktycznie wszystko jest w rękach Trumpa. Nie tylko został wybrany na prezydenta, ale dodatkowo republikanie odbili Senat, a także najpewniej umocnili się w Izbie Reprezentantów. Donald Trump może robić to, co chce. Nie wierzę jednak w to, że Trump nałoży na Chiny 60-proc. cła. Jakieś cła na pewno będą, ale jaki będzie ich poziom, to już trudno przewidzieć. Rynki finansowe tego też nie wiedzą. Obecnie indeksy w Chinach spadają. Inwestorzy szykują się na cła w wysokości 60 proc. Jeśli jednak zostaną wynegocjowane cła duże niższe, może dojść do euforii w Chinach. To tylko jeden z przykładów, gdzie trudno prognozować przyszłość rynkową, bo nie wiemy, jakie będą decyzje Donalda Trumpa.
To dotyczy także indeksów europejskich, gdzie przecież też pojawił się wątek ceł?
Tutaj sytuacja jest bardziej skomplikowana. Weźmy przykład Polski. Z naszej perspektywy cła amerykańskie teoretycznie niewiele znaczą, bo eksport do USA jest niewielki. Jeśli jednak zostaną podniesione cła na produkty europejskie, to uderzy m.in. w Niemcy, które są dla nas ważnym partnerem handlowym. Jeśli cła uderzą w Chiny, to osłabienie tamtejszej gospodarki też uderzy w Niemcy. Polska może więc oberwać nie bezpośrednio, ale pośrednio.