Mijający rok inwestorom ciężko będzie zaliczyć do szczególnie udanych. Wprawdzie większość rynków akcji dała jak dotąd zarobić, ale stopy zwrotu nie równają się z tymi, jakie można było wypracować w 2009 r., gdy na światowych rynkach finansowych rozpoczęło się ożywienie. Dziś wiadomo, że jest ono kruche. Podczas gdy przez trzy kwartały ub.r. główne indeksy akcyjne świata niemal nieprzerwanie pięły się w górę, czyniąc grę na giełdzie beztroską zabawą, w tym roku na ich drodze stawały rozmaite przeszkody. Inwestowanie wymagało więc stalowych nerwów.
Wiosną, gdy wydawało się, że kryzys finansowy mamy już daleko za sobą, doszło do eskalacji fiskalnych problemów Grecji. Widmo bankructwa członka strefy euro, które zdaniem pesymistów mogło stać się wydarzeniem o konsekwencjach porównywalnych z plajtą banku Lehman Brothers jesienią 2008 r., doprowadziło do dwumiesięcznej korekty na światowych parkietach (od końca kwietnia do początku lipca amerykański indeks Standard & Poor's 500 stracił około 16?proc.). Pogłębiła ją katastrofa ekologiczna w Zatoce Meksykańskiej spowodowana kwietniowym wybuchem platformy wiertniczej Deepwater Horizon. Jej konsekwencje długo były dla rynków niewiadomą.
Raz po raz pojawiały się też sygnały, że chińskie władze dążą do schłodzenia koniunktury w tamtejszej gospodarce, aby nie dopuścić do powstania baniek cenowych na rynkach aktywów, zwłaszcza nieruchomości. Ponieważ Państwo Środka uznane zostało za motor światowej gospodarki, obawy o spowolnienie jego rozwoju uwidoczniły się na parkietach od Kanady po Australię. Ostatnio rynki w dół pociągnął kryzys fiskalny w Irlandii, choć równocześnie z jego wybuchem amerykańska Rezerwa Federalna rozpoczęła drugą rundę ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej. Teoretycznie powinno to windować ceny aktywów, jednak podbiło wyłącznie oczekiwania inwestorów: przewaga byków nad niedźwiedziami w cotygodniowym sondażu Amerykańskiego Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych (AAII) na przełomie października i listopada była największa od czterech lat.
[srodtytul]Atrakcyjne, lecz niedostępne[/srodtytul]
W tych okolicznościach najmocniej zwyżkowały indeksy giełd określanych jako graniczne (frontier markets), czyli takich, które nadają się do inwestowania, lecz charakteryzują się mniejszą kapitalizacją i płynnością niż rynki wschodzące. Obejmujący akcje z 26 takich parkietów indeks MSCI FM zwyżkował od początku roku o około 15 proc. Najlepiej radziła sobie giełda lankijska, gdzie akcje podrożały o 88 proc. Wśród wszystkich światowych rynków lepiej wypadł jedynie mongolski nie zaliczany jednak do frontier markets.