Czy to, co dzieje się na warszawskiej giełdzie, można faktycznie nazwać hossą? W jakiej fazie rynku jesteśmy?
Krzysztof Cesarz (KC): Moim zdaniem to, co teraz widzimy, to dopiero wstęp do większego ruchu, który – mam nadzieję – zagości na warszawskiej giełdzie. Oczekiwania wskazują na to, że jesteśmy na początku nowego cyklu gospodarczego. Jesteśmy w fazie dezinflacyjnej. Gospodarka jeszcze nie rozwija się w wysokim tempie, ale liczymy na to, że jednak przyspieszy. Jeśli faktycznie to się sprawdzi i nie wystąpią czynniki, które trudno dzisiaj zidentyfikować i zdiagnozować, to wydarzenia, które obserwujemy od drugiej połowy ub.r., są dopiero początkiem. Co prawda przyzwyczailiśmy się do tego, że na naszym rynku trudno się zarabia, ruchy są dynamiczne, lecz krótkie, ale tak naprawdę nie ma fundamentalnych przesłanek, by na polskiej giełdzie te ruchy nie mogły trwać dłużej i nie były bardziej powiązane z gospodarką i tym, co się dzieje na świecie. Oczywiście, aby nastąpiła kontynuacja tego, co widzieliśmy w ostatnich miesiącach, muszą zostać spełnione pewne czynniki gospodarcze i geopolityczne. Po takich zwyżkach inwestorzy przeszli z fazy strachu przed akcjami do fazy, w której akcje nadal są atrakcyjnie wyceniane, ale wobec niektórych spółek czy sektorów zbudowane są pozytywne oczekiwania – i oczekiwania te muszą się zacząć spełniać. Po tak długim ruchu może się więc pojawić potrzeba potwierdzenia tych oczekiwanych pozytywnych tendencji, co z kolei może spowodować przejściowe wyhamowanie dynamicznych zwyżek.
Alfred Adamiec (AA): Moim zdaniem dopiero niedawno zakończył się cykl koniunkturalny, który trwał 15 lat. Krótką przerwę pandemiczną trudno nazwać zakończeniem cyklu. Ona jeszcze bardziej podbiła wyceny instrumentów udziałowych i dopiero teraz wchodzimy w okres prawdziwych problemów dla gospodarki globalnej. Trzeba będzie bowiem zapłacić cenę tych 15 lat bardzo luźnej polityki monetarnej, prowadzonej według nowoczesnych jej reguł, które mówiły, że można drukować nieskończoną ilość pieniądza pod warunkiem, że ten, który drukuje, ma monopol na kreację pieniądza. Mówimy oczywiście o bankach centralnych. Zapomniano przy tym o drugiej części, czyli ściąganiu przy tej okazji przez państwo pieniędzy w postaci podatków. Teraz płacimy jeszcze podatek inflacyjny. Za chwilę przyjdzie nam rozstrzygać, kto i w jakiej skali ma spłacać zaciągnięte długi przez państwo.
Jeśli chodzi zaś o rynki akcji, to historia mówi, że statystycznie najgorszy okres jest nie wtedy, kiedy stopy procentowe idą w górę, tylko wtedy, kiedy spadają. Obniżki są bowiem odpowiedzią na spowolnienie gospodarcze. Rynki i analitycy fascynują się tym, jak szybko będzie teraz spadać stopa wolna od ryzyka, którą dyskontuje się wyniki działalności spółek. Trzeba też jednak pamiętać o mierze ryzyka inwestycyjnego, a to bardzo mocno wzrosło właśnie ze względu na to, co działo się w poprzedniej dekadzie.