Skąd wziął się pomysł „Szokujących prognoz”?
Pewnie mało kto z czytelników to pamięta, ale 20 lat temu grudzień był de facto martwym sezonem, ponieważ z dniem 1 grudnia rynek przechodził w tryb świąteczny. Wszyscy skupiali się wyłącznie na przedświątecznych imprezach. Nie mieliśmy Twittera, Facebooka, Instagrama. Nie mieliśmy serwisów informacyjnych online z najnowszymi wydarzeniami. Dlatego nic się wówczas nie działo.
I wtedy moje kierownictwo powiedziało: „Musimy coś zrobić, jest zbyt nudno, musimy się w coś zaangażować”. Dlatego zresztą przez pierwszych kilka lat w grudniu zapraszaliśmy pięcioro dziennikarzy do znanej restauracji rybnej w Kopenhadze. Odpowiedziałem: „A może wybiorę dziesięć zwariowanych pomysłów, które będzie można opisać i które zapewnią nam pewien rozgłos?”. 21 lat później jest to zdecydowanie najbardziej rozpoznawalna publikacja Saxo Banku. Prawdopodobnie właśnie z tego jesteśmy najbardziej znani w środowisku inwestorów. Wiem, że nasze prognozy czytają przedstawiciele wielu banków centralnych. Byłem zapraszany do duńskiego i holenderskiego banku centralnego, jak również do banków centralnych innych krajów, aby opowiedzieć, w jaki sposób określamy parametry ryzyka i jak opracowujemy tę definicję.
Moim zdaniem atrakcyjność tych prognoz – dla mnie i, mam nadzieję, dla wszystkich innych osób – polega na tym, że w życiu zawodowym rzadko można pozwolić sobie na wykraczanie poza schematy, nieortodoksyjne podejście, skupienie na tym, co może pójść wyjątkowo źle albo wyjątkowo dobrze. Zamiast tego po prostu siedzimy i próbujemy przewidzieć, czy giełda osiągnęła już dno – to najczęstsze pytanie, jakie słyszę od dziennikarzy. Jak zwykły pytać moje dzieci podczas jazdy samochodem: „Czy już dojechaliśmy na miejsce?”. Natomiast w tym przypadku możemy powiedzieć: „Myślę, że to może się zdarzyć, a to nie, natomiast to będzie naprawdę przełomowe, to i to gruntownie zmieni nasz sposób myślenia, a to będzie zabawne”.
Co ciekawe, ludziom się to podoba i „Szokujące prognozy” cieszą się olbrzymim zainteresowaniem. Prawdopodobnie najzabawniejszym ich aspektem jest fakt, iż co roku opracowujemy dziesięć prognoz, a zatem ich łączna liczba wynosi już około 200. Ludzie najbardziej nienawidzą tych prognoz, które z największym prawdopodobieństwem się sprawdzą. Mimo iż zwykle wyrażam dość stanowcze opinie jako ekonomista, zaledwie dwukrotnie dostałem wiadomości od hejterów – w obu przypadkach dotyczyły one „Szokujących prognoz”. Jedna zakładała, że cena akcji Apple spadnie o połowę. Dostałem groźby śmierci, nienawistne wiadomości i tak dalej. Najwyraźniej nie można atakować Apple’a. Druga prognoza, która jest interesująca w kontekście tegorocznych „Szokujących prognoz”, przewidywała, że cena złota spadnie o połowę. Ponownie dostałem wiadomości od hejterów i groźby śmierci. Wygląda więc na to, że przy opracowywaniu szokujących prognoz musimy uważać, aby nie uderzyć w tak zwane kultowe firmy, takie jak Tesla czy Apple, czy w złoto.