Wiceprezydent Kamala Harris, kandydatka demokratów na prezydenta USA, by wygrać wybory, musi m.in. przekonać Amerykanów do swojego programu gospodarczego. Nie może wyłącznie przekonywać, że będzie kontynuować sukcesy administracji Bidena. Jako że pełni w niej od początku ważną funkcję, będzie musiała się tłumaczyć również z porażek, takich jak podwyższona inflacja oraz najwyższe od półtorej dekady stopy procentowe. Jak na razie stara się zdobyć przychylność wyborców świeżymi obietnicami. Część z nich przedstawiła 16 sierpnia na wiecu w Karolinie Północnej. Miało to być wielkie przemówienie poświęcone jej programowi gospodarczemu. Czy jednak spełniło oczekiwania? Harris skupiła się na detalach, takich jak obietnica podwyżek ulg podatkowych przysługujących na każde dziecko, wsparcie kredytowe dla kupujących domy czy wprowadzenie maksymalnych cen insuliny. W jej przemówieniu znalazł się tylko jeden element, który mocno zaskoczył: obietnica wprowadzenia mechanizmu kontroli cen w sklepach. Miałby on przyjąć postać federalnego zakazu zawyżania cen podstawowych artykułów spożywczych. Harris nie przedstawiła szczegółów tego rozwiązania, ale sprowokowała komentarze mówiące, że to pomysł rodem z komunistycznej Wenezueli. Jej propozycja wprowadzenia mechanizmu kontroli cen przyczyniła się do tego, że cena złota sięgnęła 2,5 tys. USD za uncję. Być może inwestorzy przypomnieli sobie, że ograniczenia na wzrost cen wprowadzał pół wieku temu prezydent Richard Nixon, gdy walił się system walutowy z Bretton Woods.
Kontrola cen
Jak na razie nie wiadomo, jak Harris wyobraża sobie kontrolę cen podstawowych artykułów spożywczych. Ma ona jednak pewne gotowe wzorce. W 2022 r. wprowadził taki mechanizm węgierski premier Viktor Orbán – i był za to ostro krytykowany nawet przez Narodowy Bank Węgier. Skutki tego programu były bardzo dyskusyjne. Zapewne bez niego inflacja konsumpcyjna byłaby na Węgrzech wyższa, ale i tak doszła w styczniu 2023 r. do 25,7 proc., by w kolejnych miesiącach szybko spadać. (W lipcu 2024 r. wynosiła 4,1 proc.) Globalne media raczej nie nazwą Kamali Harris „populistką”, ale wygląda na to, że podziela ona pogląd Orbána mówiący, że za inflację w dużej mierze odpowiada zawyżanie cen przez wielkie koncerny i sieci handlowe.
– To twarde socjalistyczne rozwiązanie i nie sądzę, by jakiś ekonomista je popierał – ocenił propozycję kontroli cen artykułów spożywczych Kevin Hassett, były doradca ekonomiczny prezydenta Trumpa. Krytyka propozycji Harris płynie jednak nie tylko ze środowisk zbliżonych do republikanów. Również na łamach takich lewicowych mediów jak „New York Times” określono ją jako kłopotliwy populizm. Przedstawiciele branży spożywczej wskazywali natomiast, że wdrożenie tej propozycji może prowadzić m.in. do masowego zamykania sklepów spożywczych w biedniejszych dzielnicach amerykańskich miast.
– Harris kontynuuje narrację administracji Bidena, obwiniającą korporacyjną chciwość i zawyżanie cen wysoką inflacją. Narracja ta dotykała producentów ropy, firmy farmaceutyczne, a teraz sprzedawców podstawowych artykułów żywnościowych, a omijała luźną politykę fiskalną i monetarną z czasów pandemii. Harris chce, by Kongres przyjął federalny zakaz zawyżania cen. To brzmi niepokojąco niczym mechanizm kontroli cen mogący prowadzić do niedoboru produktów. Na szczęście tego typu środki nigdy nie zdobędą wymaganych 60 głosów w Senacie – twierdzi Paul Ashworth, ekonomista z firmy badawczej Capital Economics.