Co Kamala Harris może zaoferować gospodarce?

Amerykańska wiceprezydent startuje jako kandydatka mająca w dużym stopniu kontynuować politykę administracji Joe Bidena. Potrafi też jednak zaskakiwać propozycjami, takimi jak pomysł walki ze „spekulantami” spożywczymi.

Publikacja: 23.08.2024 06:00

Wiceprezydent Kamala Harris stara się mocno tonować w kampanii wyborczej swoje dotychczasowe, mocno

Wiceprezydent Kamala Harris stara się mocno tonować w kampanii wyborczej swoje dotychczasowe, mocno lewicowe poglądy. Nie zawsze jej to jednak wychodzi.

Foto: BRENDAN SMIALOWSKI/AFP

Wiceprezydent Kamala Harris, kandydatka demokratów na prezydenta USA, by wygrać wybory, musi m.in. przekonać Amerykanów do swojego programu gospodarczego. Nie może wyłącznie przekonywać, że będzie kontynuować sukcesy administracji Bidena. Jako że pełni w niej od początku ważną funkcję, będzie musiała się tłumaczyć również z porażek, takich jak podwyższona inflacja oraz najwyższe od półtorej dekady stopy procentowe. Jak na razie stara się zdobyć przychylność wyborców świeżymi obietnicami. Część z nich przedstawiła 16 sierpnia na wiecu w Karolinie Północnej. Miało to być wielkie przemówienie poświęcone jej programowi gospodarczemu. Czy jednak spełniło oczekiwania? Harris skupiła się na detalach, takich jak obietnica podwyżek ulg podatkowych przysługujących na każde dziecko, wsparcie kredytowe dla kupujących domy czy wprowadzenie maksymalnych cen insuliny. W jej przemówieniu znalazł się tylko jeden element, który mocno zaskoczył: obietnica wprowadzenia mechanizmu kontroli cen w sklepach. Miałby on przyjąć postać federalnego zakazu zawyżania cen podstawowych artykułów spożywczych. Harris nie przedstawiła szczegółów tego rozwiązania, ale sprowokowała komentarze mówiące, że to pomysł rodem z komunistycznej Wenezueli. Jej propozycja wprowadzenia mechanizmu kontroli cen przyczyniła się do tego, że cena złota sięgnęła 2,5 tys. USD za uncję. Być może inwestorzy przypomnieli sobie, że ograniczenia na wzrost cen wprowadzał pół wieku temu prezydent Richard Nixon, gdy walił się system walutowy z Bretton Woods.

Kontrola cen

Jak na razie nie wiadomo, jak Harris wyobraża sobie kontrolę cen podstawowych artykułów spożywczych. Ma ona jednak pewne gotowe wzorce. W 2022 r. wprowadził taki mechanizm węgierski premier Viktor Orbán – i był za to ostro krytykowany nawet przez Narodowy Bank Węgier. Skutki tego programu były bardzo dyskusyjne. Zapewne bez niego inflacja konsumpcyjna byłaby na Węgrzech wyższa, ale i tak doszła w styczniu 2023 r. do 25,7 proc., by w kolejnych miesiącach szybko spadać. (W lipcu 2024 r. wynosiła 4,1 proc.) Globalne media raczej nie nazwą Kamali Harris „populistką”, ale wygląda na to, że podziela ona pogląd Orbána mówiący, że za inflację w dużej mierze odpowiada zawyżanie cen przez wielkie koncerny i sieci handlowe.

– To twarde socjalistyczne rozwiązanie i nie sądzę, by jakiś ekonomista je popierał – ocenił propozycję kontroli cen artykułów spożywczych Kevin Hassett, były doradca ekonomiczny prezydenta Trumpa. Krytyka propozycji Harris płynie jednak nie tylko ze środowisk zbliżonych do republikanów. Również na łamach takich lewicowych mediów jak „New York Times” określono ją jako kłopotliwy populizm. Przedstawiciele branży spożywczej wskazywali natomiast, że wdrożenie tej propozycji może prowadzić m.in. do masowego zamykania sklepów spożywczych w biedniejszych dzielnicach amerykańskich miast.

– Harris kontynuuje narrację administracji Bidena, obwiniającą korporacyjną chciwość i zawyżanie cen wysoką inflacją. Narracja ta dotykała producentów ropy, firmy farmaceutyczne, a teraz sprzedawców podstawowych artykułów żywnościowych, a omijała luźną politykę fiskalną i monetarną z czasów pandemii. Harris chce, by Kongres przyjął federalny zakaz zawyżania cen. To brzmi niepokojąco niczym mechanizm kontroli cen mogący prowadzić do niedoboru produktów. Na szczęście tego typu środki nigdy nie zdobędą wymaganych 60 głosów w Senacie – twierdzi Paul Ashworth, ekonomista z firmy badawczej Capital Economics.

Dosyć mgliście prezentuje się również złożona przez Harris obietnica zbudowania w USA 3 mln nowych domów, dostępnych cenowo dla rodzin o średnich dochodach. Mają one zostać zbudowane w ramach współpracy z sektorem prywatnym, a część z nich (nie wiadomo jak duża) ma zostać przeznaczona na wynajem. Szczegóły programu ich budowy nie są znane, poza tym, że firmom budowlanym będą oferowane ulgi podatkowe za rozpoczynanie nowych projektów mieszkalnych, a rodziny kupujące swoje pierwsze nieruchomości dostaną wsparcie kredytowe. Już bardziej konkretnie wyglądają propozycję pani wiceprezydent dotyczące ograniczenia wzrostu czynszów. Chce ona m.in. zakazać właścicielom mieszkań przeznaczanych na wynajem wyznaczania wysokości czynszów za pomocą algorytmów. Zakazane ma też być wykupywanie przez fundusze mieszkań na masową skalę i przeznaczanie ich na wynajem.

Program podatkowy Harris – poza obiecanymi niektórymi ulgami – jest jak na razie sporą enigmą. Niewiele mówiła o podatkach w czasie swojej „programowej” przemowy. W poniedziałek uzupełnił jednak tę lukę James Singer, rzecznik kampanii Harris. Stwierdził, że chce ona podnieść federalną stawkę CIT z 21 proc. do 28 proc. – Jej plan jest fiskalnie odpowiedzialnym sposobem na to, by pieniądze trafiały znów do kieszeni ludzi pracujących i by zapewnić to, że miliarderzy i wielkie korporacje będą płacili swoją uczciwą dolę – zapowiedział Singer. Trzeba jednak przyznać, że Harris nieco złagodziła swoje poglądy na temat CIT. W 2020 r. domagała się bowiem, by główna stawka tego podatku wynosiła 35 proc.

Czytaj więcej

Kamala Harris to kłopotliwa kandydatka

Kwestie pominięte

Równie ciekawe jest to, czego Harris nie zaproponowała w swojej przemowie dotyczącej programu gospodarczego. Raczej nie powinno dziwić, że nie było w niej nic na temat kryptowalut. Harris jest bowiem od dawna podejrzewana o niechęć wobec ludzi obracających tą klasą aktywów. Rzekomo nawet prywatnie twierdziła, że „bitcoin to pieniądz przestępców”. Sporą niespodzianką jest jednak to, że nie obiecała żadnego wielkiego programu modernizacji infrastruktury. Być może jej sztabowcy uznali, że dorobek administracji Bidena–Harris w tej kwestii jest tak słaby, że nie warto składać nowych obietnic.

Biden i Harris w trakcie kampanii z 2020 r. obiecywali wielkie pakiety stymulacyjne dla gospodarki, mające na celu m.in. jej transformację energetyczną. Z planów wielkiego pakietu opiewającego na 4 bln USD ostatecznie ostała się ustawa z 2021 r. przewidująca ogółem 1,2 mld USD wydatków (z czego tylko 550 mld USD nowych) oraz ustawa o redukcji inflacji z 2022 r. przewidująca wydatki warte 891 mld USD. Z wydawaniem tych pieniędzy na sensowne cele różnie bywało. Na przykład administracja Bidena przeznaczyła 7,5 mld USD na budowę sieci pół miliona ładowarek dla aut elektrycznych. Jak dotąd w ramach tego programu wybudowano zaledwie siedem ładowarek. Podobnie kompromitującym fiaskiem okazał się program budowy szerokopasmowych połączeń internetowych na terenach wiejskich. W ramach wartego 42,5 mld USD programu nie podłączono nikogo do internetu.

W kwestii polityki energetycznej wiadomo, że Harris jest wielką zwolenniczką energetyki odnawialnej i dekarbonizacji gospodarki. W kampanii wyborczej jest jednak dla niej wygodniej milczeć na te tematy. Sztabowcy Trumpa wypominają jej bowiem choćby to, że w 2019 r. opowiadała się za wprowadzeniem zakazu wydobycia ropy i gazu za pomocą technologii szczelinowania hydraulicznego. Teraz jednak otwarcie nie poprze ona tej propozycji, by nie przegrać w ważnym stanie „wahającym się”, jakim jest Pensylwania. Milczenie bywa kluczem do wygranej...

Czy Biały Dom może się chwalić niższą inflacją?

Na stronie internetowej Białego Domu „organizacja wsparcia dla Ukrainy w obliczu agresji Putina” jest wymieniona dopiero na dziesiątym miejscu wśród „największych osiągnięć administracji Bidena–Harris”. Wyżej od niej znajdują się m.in. „ochrona małżeństwa dla społeczności LGBTQI+ i par międzyrasowych” czy nominowanie pierwszej Afroamerykanki do Sądu Najwyższego. Na pierwszym miejscu znajduje się natomiast „obniżenie kosztów codziennych wydatków dla rodzin”. I w to akurat osiągnięcie mocno wątpi wielu Amerykanów.

W styczniu 2021 r., gdy Biden i Harris obejmowali władzę, inflacja konsumencka w USA wynosiła 1,4 proc. W czerwcu 2022 r. osiągnęła szczyt na poziomie 9,1 proc. Później stopniowo spadała, a w lipcu 2024 r. zeszła do 2,9 proc. Dla porównania: za rządów Donalda Trumpa doszła ona maksymalnie do 2,9 proc. w czerwcu i w lipcu 2019 r. Wskaźnik cen żywności wynosił w styczniu 2021 r. 3,8 proc., a w sierpniu 2022 r. doszedł do 11,4 proc., a w lipcu 2024 r. zszedł do 2,2 proc. Jak więc Biały Dom może twierdzić, że administracja Bidena–Harris doprowadziła do „obniżenia kosztów codziennych wydatków dla rodzin”? Kliknięcie w ten punkt na liście osiągnięć administracji odsyła do mało konkretnej infografiki poświęconej ustawie o redukcji inflacji z 2022 r. Biały Dom przekonuje, że dzięki przeznaczonym w tej ustawie funduszom na zieloną transformację Amerykanie będą w przyszłości mniej płacić za różne rzeczy. Wygląda więc na to, że ktoś ze specjalistów od PR z Białego Domu kiepsko wykonał swoją pracę. Specjaliści od wizerunku z Białego Domu wywołali już konsternację u wielu Amerykanów, zamieszczając na zeszłoroczne Święto Dziękczynienia informację mówiącą, że średni koszt świątecznej kolacji spadł w ciągu roku o mniej więcej trzy dolary. HK

Gospodarka światowa
Powell w Jackson Hole: Czas dostosować stopy!
Gospodarka światowa
Skandal na Wall Street. Dane o etatach z BLS wyciekły do banków
Gospodarka światowa
Olimpiada w Paryżu wzmocniła europejski wzrost gospodarczy
Gospodarka światowa
Modi gra przyjaciela Ukrainy, ale wcześniej bardzo pomógł Rosji
Gospodarka światowa
Czy niepewność przed wyborami spowolni hossę?
Gospodarka światowa
Zaczyna się najbardziej niepewna część cyklu