Niektórzy twierdzą ze złośliwą satysfakcją, że na orbánowskich Węgrzech „powiało komunizmem”.
Na stacjach benzynowych zaczęło bowiem brakować paliwa, a w sklepach niektórych artykułów spożywczych takich jak mleko. To skutek nieumiejętnie wprowadzonych przez rząd Orbána tarcz antyinflacyjnych, których główną częścią było właśnie zamrożenie cen paliw i niektórych produktów żywnościowych.
O tym, że takie mechanizmy walki z inflacją rzadko kiedy się sprawdzają, przekonało się już wiele rządów. Przekonał się i gabinet Orbána. Gdy niedobór paliw na rynku zmusił go do zniesienia limitów cenowych, benzyna w ciągu kilku godzin zdrożała o jedną trzecią. Przed stacjami benzynowymi ustawiały się długie kolejki samochodów. Ich kierowcy desperacko próbowali zatankować przed zniesieniem limitu.
Inflacja na Węgrzech wyniosła w listopadzie 22,5 proc. i była najwyższa od 1996 r. Doszła do tak wysokiego poziomu pomimo rządowych prób jej obniżenia za pomocą limitów cenowych. Analitycy spodziewają się, że w nadchodzących miesiącach jeszcze przyspieszy. Stała się ona już najwyższa w Unii Europejskiej. Węgierska inflacja HICP (czyli liczona według ujednoliconego koszyka Eurostatu) wyniosła bowiem w listopadzie 23,1 proc. Węgry wyprzedziły więc pod tym względem Łotwę, gdzie inflacja HICP sięgała w zeszłym miesiącu 21,7 proc., oraz Litwę i Estonię, gdzie wyniosła 21,4 proc.
Komponenty kryzysu
– Spodziewamy się, że zniesienie limitu cen paliw doda po około 2 pkt proc. do odczytów inflacji za grudzień i za styczeń. Prognozujemy, że inflacja może osiągnąć szczyt w pierwszym kwartale na poziomie 26 proc. To zwiększy presję na dochody realne gospodarstw domowych – twierdzi Nicholas Farr, ekonomista z firmy badawczej Capital Economics. Prognozy analityków zebrane przez agencję Bloomberga wskazują natomiast, że inflacja konsumencka na Węgrzech na koniec pierwszego kwartału może wynieść od 12,5 proc. do 25,5 proc.