Gdy administracja prezydenta Bidena rozpoczynała rządy w styczniu 2021 r., wysyłała wyraźne sygnały, że chce wrócić do porozumienia z Iranem. Normalizacja stosunków miała objąć ponowną zgodę Teheranu na międzynarodową kontrolę nad programem nuklearnym, w zamian za zniesienie części sankcji. Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę nadzieja na umowę z Iranem stała się silniejsza. Liczono na to, że USA pójdą na ustępstwa, po to, by irańska ropa trafiła na rynki w ilości pozwalającej skompensować niedobory ropy rosyjskiej. Nic z tego nie wyszło. Iran postanowił mocniej związać się z Rosją, której dostarczył drony do atakowania ukraińskich celów. We wrześniu zaczęła się w Iranie fala gwałtownych protestów wymierzonych w reżim ajatollahów i jego policję obyczajową. Rozpoczęła się ona po tym, jak owa policja została oskarżona o zabicie młodej Kurdyjki Mehsy Amini, która została zatrzymana za „niewłaściwe” noszenie hidżabu. W zamieszkach po jej śmierci zginęło już ponad 500 osób. Waszyngtonowi trudno w takiej sytuacji prowadzić rozmowy z Teheranem. Zwłaszcza że nie widzi u Irańczyków woli pójścia na ustępstwa.
Irańska ropa powinna więc nadal trafiać na rynek w ograniczonym zakresie. Według danych OPEC-u w listopadzie Iran produkował 2,52 mln baryłek surowca dziennie, podczas gdy jego moce produkcyjne wynosiły 3,83 mln baryłek dziennie. Różnica między tymi poziomami jest większa niż na przykład wydobycie ropy w Nigerii. Na braku porozumienia między USA a Iranem tracą więc konsumenci z całego świata, ale przede wszystkim traci sam Iran. Jego gospodarka bardzo potrzebuje bowiem zastrzyku petrodolarów.
Cena społeczna
Gwałtowne protesty przetaczające się od września przez irańskie miasta nie są bynajmniej pierwszą taką falą gniewu społecznego. Do zamieszek dochodziło już przecież w 2021 r., w 2020 r. i w 2018 r. We wszystkich tych falach zaburzeń mieliśmy do czynienia zarówno z wybuchami niezadowolenia politycznego, jak i przejawami napięć etnicznych. Dominowało jednak niezadowolenie z sytuacji gospodarczej. Irańczycy mają bowiem na co narzekać.
Suche dane dotyczące PKB mogą być mylące. Na pierwszy rzut oka wyglądają one bowiem dobrze. Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozuje, że gospodarka Iranu powiększy się w tym roku o 3 proc., po tym jak w zeszłym urosła aż o 4,7 proc. A mimo to nominalny PKB jest mniejszy niż w 2011 r. Gospodarka irańska była w silnym trendzie wzrostowym przez dwie dekady, aż do 2011 r. W 2010 r. obłożono ją szeregiem sankcji związanych z programem nuklearnym. Kurczyła się, aż w 2015 r. podpisano porozumienie częściowo uchylające sankcje, a przede wszystkim pozwalające na szerszy handel międzynarodowy irańską ropą. W 2018 r. USA, rządzone przez Trumpa, wycofały się jednak z tej umowy, co wpędziło Iran w dwuletnią recesję. Doszło również do załamania kursu riala, czyli irańskiej waluty. Przez ostatnie pięć lat stracił na wartości około 90 proc. wobec dolara. Co prawda oficjalny kurs wynosił w tym tygodniu 41 900 riali za dolara, to w październiku za 1 USD płacono na czarnym rynku w Teheranie około 330 000 riali.