Wakacyjne odbicie na rynkach akcji, które wywindowało amerykański indeks S&P 500 o 19 proc., skończyło się tak samo niespodziewanie, jak się zaczęło. Od szczytu z połowy sierpnia główny indeks giełdy nowojorskiej zanurkował już o 9 proc., a ogólnoświatowa wyprzedaż nie ominęła warszawskiej giełdy – WIG tąpnął o 13 proc., schodząc najniżej od prawie dwóch lat.
Zdaniem słynnego inwestora Jeremy’ego Granthama letni rajd na Wall Street pasował do wzorca odbicia w bessie po początkowym silnym spadku indeksów, które następuje jeszcze przed wyraźnym pogorszeniem koniunktury w gospodarce. 83-letni współzałożyciel firmy inwestycyjnej GMO, który wcześniej ostrzegał przed pojawieniem się bańki, ocenia, że pomimo sporej przeceny wciąż nie można mówić o jej pęknięciu.
Grantham: To bańka
Jak finansista zauważał w środowej nocie do klientów, mamy do czynienia z „niebezpieczną mieszanką” przewartościowania akcji, obligacji i nieruchomości w warunkach szoku na rynkach towarowych i jastrzębiej polityki Fedu. Grantham, który jest znany z trafnego przewidzenia baniek w Japonii w latach 80., w branży internetowej w latach 90., na rynku nieruchomości w pierwszej dekadzie tego wieku, zapowiadał na początku roku, że spektakularne tąpnięcie doprowadzi do spadku indeksu prawie o połowę.
– W czasie typowego odbicia na rynku niedźwiedzia ludzie mówią: „O, nadeszła nowa hossa”, ale to jest nieprawda – zauważa Grantham w wywiadzie dla agencji Bloomberg.
Według finansisty, który na części swoich prognoz dotyczących baniek zarobił wielkie pieniądze, jednak w części przypadków prognozował nietrafnie, załamanie typowej bańki przebiega w kilku etapach. Najpierw rynek zaczyna spadać, potem następuje odbicie, fundamenty załamują się dopiero w następnej fazie, po czym rynek osiąga dno bessy.