Jego zapowiedź nie jest jednak dziwacznym kaprysem miliardera, ale protestem przeciwko sytuacji panującej w tym przedsiębiorstwie. Do Lebiediewa należy 30 proc. udziałów Aerofłotu.

Oligarcha uznał bowiem, że władze spółki nie słuchają głosu akcjonariuszy, a osoby zasiadające w radzie dyrektorów mają zbyt mały wpływ na kształtowanie polityki przedsiębiorstwa. Nie spodobało mu się szczególnie to, że Aerofłot zrezygnował z wypłacania dywidendy na rzecz takich projektów, jak np. sponsorowanie zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi.

– Chłopaki, widzę, że nie potrzebujecie mnie. Pozwólcie więc popracować mojemu synowi. Nie będzie chyba problemu z tego powodu – to sprytny facet – napisał w liście do Witalija Sawieliewa, nowego prezesa Aerofłotu.

– To znakomity pomysł. Myślę, że syn nie będzie tak kapryśny jak ojciec – odpowiedział na propozycje Lebiediewa prezes Sawieliew.Prośba oligarchy na pewno nie zostanie spełniona. Rosyjskie prawo wymaga bowiem, by osoby zasiadające w radach dyrektorów spółek miały skończone 18 lat.

Aleksander Lebiediew jest byłym oficerem KGB i inwestorem. Zajmuje on opozycyjne stanowisko wobec rządów premiera Władimira Putina. Często też krytykował jego rząd za sposób kierowania gospodarką w trakcie kryzysu. Stwierdził m.in., że skorumpowani urzędnicy i prezesi państwowych firm wzięli przez ostatnie lata blisko 500 mld USD łapówek, gdyż państwu nie udało się ograniczyć tego zjawiska.