Nie ma nic przeciwko nim opozycja traktując wspólne papiery wartościowe dla strefy euro jako swego rodzaju ucieczkę do przodu i skuteczny sposób na ustabilizowanie rynków finansowych. Rząd nie chce na ten temat nic słyszeć udowadniając, że euroobligacje prowadzą w prostej linii do „unii transferowej" w której Niemcy ponieść będą musiały koszty nieudolnej i nieodpowiedzialnej polityki gospodarczej innych państw. — Nawet w USA żaden ze stanów nie ręczy za długi innego — udowadnia w swej analizie prestiżowy monachijski instytut gospodarczy IFO.
Jak wynika z wyliczeń ekonomistów z instytutu Ifo wprowadzenie euroobligacji mogłoby kosztować niemieckich podatników nawet 47 mld euro rocznie. Jest to koszt wyższych odsetek, które musieliby płacić za droższe papiery wspólnoty. Skąd się wzięła wspomniana kwota? Wartość ta jest wynikiem porównania rentowności niemieckich 7,5 letnich bundów ze średnim kosztem europejskich papierów dłużnych na koniec lipca 2011 roku. Spread w tym przypadku wyniósł 2,3 proc.
W swoim raporcie ekonomiści z Monachium wykonali także podobne porównanie opierając się na średnim spredzie, pomiędzy rentownością obligacji niemieckich a średnią wspólnoty, z pierwszych siedmiu miesiący 2011 r. W tym przypadku wyniósł on 1,6 proc. Wynik jest tylko niewiele lepszy. Rocznie euroobligacje kosztowałyby Niemców 14 mld euro mniej, niż w pierwszym przypadku, czyli 33 mld.
— Nie ma co liczyć na to, że euroobligacje staną się na tyle atrakcyjne dla inwestorów z całego świata i będą niżej oprocentowane niż dotychczasowa średnia papierów całej strefy — udowadnia IFO. Odrzucają także argumenty, iż niskie oprocentowanie niemieckich obligacji jest nie tyle rezultatem siły niemieckiej gospodarki, co słabością niektórych partnerów Niemiec. Kanclerz Merkel udowadnia, że wprowadzenie euroobligacji nie może poprzedzać działań stabilizacyjnych poszczególnych państw. Nie wyklucza ich wprowadzenia „na końcu tej drogi".