To przełomowy krok w kierunku unii stabilności. Wykorzystamy kryzys jako szansę na nowy początek – tak rezultaty dwudniowego unijnego szczytu, zakończonego w piątek, komentowała niemiecka kanclerz Angela Merkel. – Ten szczyt przejdzie do historii – wtórował jej prezydent Francji Nicolas Sarkozy. Komentatorzy także byli zgodni, że zapadły na nim decyzje o historycznym znaczeniu. Nie ma natomiast pewności, czy docenią to inwestorzy.
Londyn broni City, nie euro
Ósmy w tym roku „szczyt ostatniej szansy" zakończył się dość istotnym rozłamem w łonie UE: na Wielką Brytanię i pozostałe 26 krajów.
Wszystkie 17 państw strefy euro podpiszą nowy traktat narzucający im większą dyscyplinę budżetową. Ten „pakt fiskalny" będzie też otwarty dla tych członków UE, którzy nie posługują się euro. W komunikacie kończącym szczyt napisano, że liderzy dziewięciu spośród dziesięciu takich krajów, w tym Polski, mogą włączyć się do budowania unii fiskalnej po konsultacjach z krajowymi parlamentami, choć wcześniej wydawało się, że nie zrobią tego Szwecja, Węgry i Czechy. Zanosi się więc na to, że na zewnątrz pozostanie jedynie Londyn.
To za jego sprawą zacieśnianie integracji fiskalnej w UE nie dokona się na drodze zmian w istniejących traktatach, jak chciały Niemcy i Francja. Wymagałoby to zgody wszystkich państw, a Wielka Brytania stawiła opór, bo nie była w stanie wynegocjować dla siebie prawa weta w sprawach regulacji ważnego dla brytyjskiej gospodarki sektora finansowego. Unijni liderzy postanowili więc działać w węższym gronie.
Przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso nie krył, że to drugie najlepsze rozwiązanie. – Mówiąc otwarcie, wolelibyśmy zmiany w traktatach wiążących wszystkie 27 państw UE – powiedział. Ale ostatecznie wyniki szczytu ocenił jako zadowalające. – Jego najważniejszym przesłaniem jest to, że wszyscy zrozumieli, że euro jest nieodwracalne i robią co mogą w jego obronie – oświadczył.