Odniósł się w ten sposób do doniesień tygodnika „Der Spiegel", jakoby taką restrukturyzację greckiego długu rekomendowała trojka, czyli przedstawiciele Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
W marcu wierzyciele Grecji zgodzili się wymienić jej obligacje na nowe, warte łącznie o 100 mld euro mniej. Miało to pomóc rządowi w Atenach obniżyć do 2020 r. dług publiczny do 120 proc. PKB, a to z kolei zapewnić mu wypłacalność (na koniec 2011 r. dług Grecji sięgał 165,3 proc. PKB). Dziś wiadomo, że ten cel jest nierealny. Stąd pomysł trojki, aby umorzyć kolejną porcję długu Grecji, co wymagałoby zaangażowania wierzycieli z sektora publicznego, takich jak EBC (ma greckie obligacje warte 40 mld euro) czy rządy eurolandu. To oznaczałoby, że koszty ratowania Grecji po raz pierwszy spadłyby także na podatników.
Według „Der Spiegla" EBC w ramach drugiej restrukturyzacji zrezygnowałby jedynie z zysków, jakie przynoszą mu greckie obligacje. Częściowe nawet umorzenie tych papierów byłoby bowiem równoważne finansowaniu rządu w Atenach, czego frankfurckiej instytucji zakazuje prawo.
Nie można jednak wykluczyć, że EBC prawo to złamie, podobnie jak Berlin wczorajsze zapewnienie Seiberta. – Tak jak dotąd, przepisy będą naginane, a opinie zmieniane na korzyść Grecji – ocenił w rozmowie z „Parkietem" Stephen Pope, dyrektor zarządzający firmy analitycznej Spotlight Ideas. W końcu, jak przypomniał, unijni liderzy wykluczali początkowo jakąkolwiek restrukturyzację długu Aten. – Ale mogę zapewnić, że w październiku
2013 r. znów będziemy rozmawiali na ten sam temat – dodał. Według niego umorzenie kolejnej części zadłużenia Grecji nie rozwiąże jej problemów, które sprowadzają się głównie do braku konkurencyjności.