Pirelli, piąty producent opon na świecie został wycofany z giełdy w 2015 r., na której był notowany od 1922 r., po tym jak został za ponad 7 mld euro wykupiony przez fundusz inwestycyjny Marco Polo Int'l Italy kontrolowany przez ChemChina.

Funduszu należący w 65 proc do chińskiego przedsiębiorstwa państwowego jest jedynym udziałowcem Pirelli. Spółka holdingowa Camfin, w której znajduje się prezes Pirelli Marco Tronchetti Provera, i włoskie banki UniCredit i Intesa Sanpaolo, ma w tym funduszu ponad 22 proc., reszta należy do funduszu inwestycyjnego LTI związanego z Rosneftem.

Powrót na giełdę będzie sprawdzianem dla odchudzonej firmy produkującej droższe opony do samochodów osobowych, bo mniej rentowne działy opon do ciężarówek i maszyn zostały włączone do działu ChemChina. Dział opon dla takich marek jak Mercedes, Audi i BMW powinien dać spółce 63 proc. obrotów do 2020 r. — Chodziło o uzyskanie większej wartości firmy, która skupiła się na produktach luksusowych — stwierdził pewien informator.

Podobne firmy Continental i Michelin są wyceniane na10,8-krotność swych zysków — wynika z danych Thomson Reuters. Dla przykładu, Ferrari osiąga wycenę 35- krotnie większą od swych zysków.

ChemChina i Camfin zobowiązały się do trzymania akcji Pirelli przez rok od chwili debiutu, fundusz TLI zachowa je przez co najmniej 180 dni. Po debiucie i zatwierdzeniu rocznych wyników w 2018 r. spółka zamierza wypłacić 40 proc. zysku netto w postaci dywidendy. Po 6 miesiącach wypracowała zysk netto 67,6 mln euro i spodziewa się wzrostu obrotów średnio o 9 proc. rocznie w okresie 2016-20 r..