– Ja nie uciekłem przed sprawiedliwością, tylko przed niesprawiedliwością i prześladowaniem politycznym – zapewniał w środę, na konferencji prasowej w Bejrucie, Carlos Ghosn, były prezes sojuszu motoryzacyjnego Renault-Nissan-Mitsubishi. Dziesięć dni wcześniej w brawurowy sposób uciekł on z Japonii, umykając tamtejszym śledczym. Teraz oskarża wysokiej rangi menedżerów Nissana i japońskich polityków o skierowany przeciwko niemu spisek. Twierdzi, że to właśnie w wyniku tego spisku został 19 listopada 2018 r. aresztowany na lotnisku Haneda pod zarzutami zaniżania swoich dochodów i sprzeniewierzenia aktywów. Spędził w areszcie „wydobywczym" blisko cztery miesiące. Areszt kilkakrotnie mu przedłużano, przedstawiając mu nowe zarzuty. W międzyczasie pozbawiono go stanowisk w Nissanie, Mitsubishi i Renault. Człowiek, który był biznesowym celebrytą na skalę globalną, ryzykował to, że spędzi długie lata w japońskim więzieniu. Zdecydował się więc na desperacką ucieczkę.
Jak umknąć z Tokio
Carlos Ghosn to biznesmen prawdziwie „międzynarodowy". Ma libańskie korzenie, urodził się w Brazylii, a większą część kariery spędził we Francji oraz w Japonii. W 2001 r. został prezesem Nissana (będącego w sojuszu z francuskim koncernem Renault) i pomógł uratować tę spółkę. W 2005 r. stał się też prezesem Renault, a w 2016 r. dodatkowo szefem Mitsubishi. Stał się przez to najbardziej znanym zagranicznym menedżerem w Japonii. Jego popularność była tak wielka, że tworzono o nim nawet komiksy. Osiągając sukcesy, Ghosn narobił sobie jednak też potężnych wrogów. Teraz twierdzi, że wewnątrz Nissana zawiązał się spisek menedżerów niezadowolonych ze zbyt dużych francuskich wpływów w ich firmie. W konspirację mieli być zaangażowani: Hiroto Saikawa (prezes Nissana w latach 2014–2019, pracujący w tej spółce od 1977 r.), były wiceprezes Hari Nada, Hitoshi Kawaguchi, odpowiedzialny w Nissanie za relacje z rządem japońskim, Masakazu Toyoda, członek zarządu Nissana, oraz Hidetoshi Imazu, audytor tej spółki. Ghosn twierdzi, że działali oni w porozumieniu z japońskimi politykami. Nie wymienił jednak nazwisk tych polityków.
Na Ghosna zawzięli się prokuratorzy ze Specjalnej Jednostki Śledczej w Tokio. To specjaliści od ścigania „białych kołnierzyków". Gdyż już na nich zaczynają polować, to nigdy nie odpuszczają podejrzanym. W 99 proc. sprawy wnoszone przez nich do sądów kończą się wyrokami skazującymi. Zdołali oni wsadzić do aresztu m.in. dwóch byłych premierów. Mają wiele narzędzi, by łamać podejrzanych. Mogą ich na przykład przesłuchiwać bez udziału adwokata. Prokuratorzy starają się przede wszystkim, by podejrzany sam się obciążył, więc podczas przesłuchań próbują go wpędzać w różne prawne pułapki. I lubią korzystać z przecieków do mediów, pokazujących podejrzanych w złym świetle. Podejrzani o przestępstwa biznesowe są zaś w Japonii traktowani w aresztach ostrzej niż w USA czy Europie Zachodniej.
Ghosn siedział więc w nieogrzewanej (w mroźną tokijską zimę) celi o powierzchni 5 mkw. Słowo „siedział" jest tu jednak nieprecyzyjne, gdyż więzienny regulamin nakazywał mu stać przez cały dzień. (To pozwala strażnikom łatwiej monitorować aresztantów. Jeśli któryś z osadzonych usiądzie czy padnie nieprzytomny na matę, to jest traktowane jako jednoznaczny sygnał, że trzeba mu udzielić pomocy medycznej). W areszcie stracił ponoć 7 kg wagi i się rozchorował. Uniemożliwiano mu kontakty z rodziną, ale za to dostarczano anglojęzyczną prasę i książki. Jego żona Carole prosiła organizację Human Rights Watch o interwencję w jego sprawie.
Po wielu sądowych manewrach Ghosn w marcu 2019 r. wyszedł z aresztu za kaucją. (Potem go jeszcze w kwietniu na krótko wsadzono za kraty.) Zabrano mu paszporty i poddano nadzorowi. Nie mógł korzystać z internetu, a pod jego domem zainstalowano kamery. Pilnowali go detektywi wynajęci przez Nissana. Prawnicy Ghosna złożyli jednak skargę, że taki nadzór narusza prywatność ich klienta. Sąd się przychylił do ich wniosku, a to stworzyło warunki do tego, by Ghosn mógł realnie myśleć o ucieczce.