„Nie ma internetu, nie ma wydobycia" – napisał Didar Bekbau, jeden z kazachskich kopaczy bitcoinów.
Paraliż kazachskich bitcoinowych kopalń był jednym z czynników, które w ostatnich dniach wywołały przecenę na rynku kryptowalut. Za 1 bitcoina płacono w piątek 41 tys. USD, choć jeszcze w środę cena dochodziła do 46,6 tys. USD. Od szczytu z listopada bitcoin stracił już 40 proc.
Kazachstan stał się przez ostatnie kilkanaście miesięcy jednym z globalnych centrów wydobycia bitcoinów. Przyciągał m.in. kopaczy z Chin, którzy przenosili tam swoje interesy po tym, jak w Państwie Środka mocno zaostrzono regulacje dotyczące kryptowalut. Za przenoszeniem działalności do Kazachstanu przemawiały stosunkowo niskie ceny prądu, a także dość liberalne przepisy. Nowe serwerownie wydobywające bitcoiny zwiększały jednak popyt na prąd, co skłoniło kazachskich parlamentarzystów do napisania projektu ustawy nakładającej specjalne podatki na tzw. kopanie kryptowalut.
– Wyłączenie internetu zbiegło się z inicjatywą mającą na celu de facto wprowadzenie zakazu powstawania nowych kopalń bitcoinów w kraju. „Kopacze" muszą więc być świadomi ryzyka politycznego. To wyjaśnia, czemu przenoszą się oni coraz częściej do miejsc stabilnych politycznie – twierdzi Nic Carter, założyciel funduszu Castle Island Ventures.
Kazachski kryzys polityczny przyczynił się również do wzrostu cen uranu. O ile na początku stycznia za funt tego radioaktywnego surowca płacono 43,7 USD, tak w piątek było to 47 USD. Cena wróciła jak na razie na poziom z końcówki listopada. Kazachstan odpowiada za 40 proc. globalnego wydobycia uranu. – To tak, jakby Saudyjczycy mieli problem z ropą. Choć obecnie nie ma niedoboru uranu na rynku, to inwestorzy zaczynają grać na potencjalny niedobór – wskazuje Jonathan Hinze, szef firmy badawczej UxC.