Na przełomie lat zespół PKO BP należał do największych pesymistów w ocenie perspektyw polskiej gospodarki. Spodziewaliście się w tym roku wzrostu PKB o zaledwie 0,1 proc. Czy w ostatnich miesiącach wydarzyło się coś, co wymagało zmiany tej prognozy?
Nasze prognozy trochę się zmieniły, ale nie zasadniczo. Pozostajemy przy naszej prognozie, niższej od tzw. konsensusu, że wzrost PKB w Polsce w tym roku wyniesie 0,1 proc. Z jednej strony silniejsze jest nasze przekonanie, że kryzys energetyczny w Europie nie będzie miał tak negatywnych skutków, jak obawialiśmy się jeszcze kilka miesięcy temu. Z drugiej strony pojawiły się obawy o stabilność sektora finansowego w głównych gospodarkach, szczególnie w USA. Naszym zdaniem nie przerodzi się to w poważny kryzys finansowy i gospodarczy, ale może mieć pewien negatywny wpływ na kondycję gospodarki amerykańskiej i światowej. W epicentrum pogorszenia koniunktury w Polsce jest spadek konsumpcji.
W jakim stopniu to gwałtowne wyhamowanie wzrostu PKB jest odzwierciedleniem czynników statystycznych, tzn. wysokiej bazy odniesienia i niskiego punktu startowego, a w jakim bieżącej słabości gospodarki, tzn. słabego wzrostu kwartał do kwartału?
Spodziewamy się, że w trakcie roku kondycja gospodarki będzie się poprawiała, już w II i III kwartale PKB w ujęciu kwartał do kwartału po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych powinien nieznacznie rosnąć. Ale ta poprawa będzie niewielka. Osłabienie popytu konsumpcyjnego będzie się utrzymywało aż do III kwartału br. Dopiero spadek inflacji poniżej 10 proc. rocznie, czego spodziewamy się pod koniec III kwartału, pozwoli gospodarstwom domowym złapać oddech. Wtedy poprawi się dynamika popytu konsumpcyjnego, a wzrost PKB kwartał do kwartału zacznie nabierać rumieńców.