Produkcja sprzedana przemysłu w sierpniu wzrosła realnie (czyli w cenach stałych) o 10,9 proc. rok do roku po zwyżce o 7,1 proc. miesiąc wcześniej. To wynik wyraźnie lepszy, niż oczekiwali przeciętnie ekonomiści ankietowani przez „Parkiet” (9,7 proc.) i kontrastujący z wydźwiękiem PMI.
Ten popularny ankietowy wskaźnik koniunktury w polskim przetwórstwie zmalał w sierpniu do 40,9 pkt z 42,1 pkt miesiąc wcześniej. Każdy odczyt poniżej 50 pkt oznacza teoretycznie, że aktywność w przemyśle przetwórczym maleje w stosunku do poprzedniego miesiąca. W sierpniu to pogorszenie było w tym świetle najsilniejsze od pandemicznego szoku z wiosny 2020 r. Tymczasem z wtorkowych danych GUS wynika, że produkcja sprzedana po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych była w sierpniu realnie o 0,7 proc. większa niż w lipcu, gdy też wzrosła po dwóch miesiącach zniżek. Co więcej, przemysł przetwórczy miał nawet lepsze wyniki niż przemysł ogółem.
Kumulacja przeciwności
Spadek produkcji sprzedanej przemysłu w II kwartale przyczynił się do zniżki PKB w stosunku do I kwartału (o 2,3 proc. po oczyszczeniu z wpływu czynników sezonowych). W ocenie ekonomistów z ING Banku Śląskiego to, że w III kwartale produkcja jak dotąd rośnie, sugeruje, że kolejnej z rzędu zniżki PKB nie będzie. To zaś oznaczałoby, że Polska uniknie – przynajmniej na razie – tzw. technicznej recesji. – Nadal spodziewamy się, że druga połowa roku będzie dla polskiej gospodarki wyraźnie gorsza od pierwszego półrocza – podkreślają ekonomiści z ING.
Hamowania przemysłu spodziewa się zresztą większość analityków. – Sierpniowe dane nie zmieniają naszego poglądu na perspektywy przemysłu, które są negatywne. Hamuje bowiem zarówno popyt zagraniczny, jak i krajowy. Dodatkowo zakończył się proces akumulacji zapasów, który podbijał dynamikę produkcji na przełomie roku – tłumaczy Kamil Łuczkowski, ekonomista z Banku Pekao. Według niego na początku 2023 r. produkcja sprzedana zacznie maleć nawet w ujęciu rok do roku, co będzie oznaczało też spadek PKB w takim ujęciu.