Kiedy w nocy z środy na czwartek Rosja zaatakowała Ukrainę, kurs euro w złotych po raz pierwszy w tym roku sforsował barierę 4,60 zł. Po południu za europejską walutę było trzeba zapłacić już ponad 4,69 zł, nawet o 15 groszy więcej niż w środę. To oznacza osłabienie złotego o ponad 2 proc. Polska waluta jeszcze mocniej traciła na wartości wobec dolara, uchodzącego na rynkach za bezpieczną przystań na czas zawirowań. Po południu dolar kosztował nawet 4,21 zł, najwięcej od wiosny 2020 r., czyli apogeum kryzysu wywołanego przez pandemię Covid-19. To oznacza osłabienie złotego o 3,5 proc.
Co wydarzy się dalej, nikt nie jest w stanie powiedzieć. Część ekonomistów zwraca jednak uwagę na to, że w razie eskalacji konfliktu złoty może tracić na wartości bardziej niż inne waluty regionu ze względu na to, że jest najbardziej płynny. Analitycy z ING Banku Śląskiego zwracają uwagę na to, że część inwestorów, którzy nie będą mogli zamknąć pozycji w rublowych aktywach ze względu na nałożone na Rosję sankcje, mogą niejako w zamian zamykać pozycje w aktywach złotowych.
Deprecjacja złotego będzie się przyczyniała do nasilenia inflacji w Polsce. Narodowy Bank Polski od pewnego czasu sygnalizuje, że życzy sobie umocnienia złotego, aby wzmocnić siłę oddziaływania na gospodarkę podwyżek stóp procentowych. Teraz ten mechanizm nie działa. To może oznaczać, że Rada Polityki Pieniężnej będzie musiała podwyżki stóp jeszcze przyspieszyć. Tym bardziej że wojna na Ukrainie będzie podbijała inflację w Polsce także bezpośrednio, niezależnie od wpływu na kurs waluty. Stąd inwestorzy w kontraktach terminowych na trzymiesięczny WIBOR wyceniają obecnie jego wzrost w perspektywie półrocznej do niemal 5 proc., zamiast do 4,7 proc., jak jeszcze kilka dni temu, zanim ryzyko konfliktu zbrojnego zaczęło wyraźnie oddziaływać na rynkową wyobraźnię.
Czytaj więcej
Cena ropy gatunku Brent przebiła 100 USD za baryłkę. Aluminium stało się natomiast rekordowo drogie. Mocno skoczyły także notowania gazu ziemnego.