Z perspektywy końca tygodnia widać, iż poniedziałkowa odpowiedź na informację o wyzwaniu rzuconym amerykańskim gigantom technologicznym przez chiński chat DeepSeek została zrównoważona min. odpowiedzią inwestorów na wyniki spółek, ale finalnie indeksy - zwłaszcza amerykańskie – przegrały z zapowiedziami wprowadzenia ceł przez USA na towary z Kanady i Meksyku oraz Chin. Co oczywiste, ostatni element stał się faktami w weekend i prawdziwe reakcje rynku na wydarzenia w USA będą znane dopiero w poniedziałek. Niemniej, w zakończonym tygodniu Wall Street odczuła impulsy spadkowe mocniej niż Europa i z głównych indeksów amerykańskich tylko DJIA zdołał ugrać skromną zwyżkę o 0,27 procent, gdy Nasdaq Composite i S&P500 skończyły tydzień spadkami o – odpowiednio - 1,64 procent i 1,00 procent. W Europie francuski CAC skończył tydzień zwyżką o 0,28 procent, gdy niemiecki DAX zyskał 1,58 procent. Z obowiązku należy odnotować, iż każda z powyższych średnich skończyła styczeń wzrostami, przy czytelnie lepszej postawie indeksów europejskich.
Ostatni element – mocny początek roku – czyni otwarcie wojny celnej przez prezydenta USA problemem dla giełd, które w styczniu zdawały się częściowo operować na bazie nadziei, iż retoryka kampanii wyborczej nie znajdzie przełożenia na działania nowej administracji. Weekendowe nałożenie 25-procentowych ceł na towary z Kanady oraz Meksyku i powiększenie ceł na towary z Chin można uznać za częściowe zaskoczenie dla rynków, które rosły w styczniu ignorując zagrożenia dla obrotu gospodarczego ze strony nowego rządu USA. Inaczej mówiąc, wojna celna spadła na rynki, które i bez tego elementu potrzebowały korekty już nie tylko ze względu na styczniowe zwyżki, ale też kilkunastotygodniowe fale wzrostowe i wreszcie umocnienia w ostatnich dwóch latach hossy. Czysto rynkowym elementem jest fakt, iż giełdy muszą odpowiedzieć też na oczywiste ryzyko spadku dynamiki wzrostu gospodarczego oraz wzrostu cen w USA, co utrudni Fed walkę o sprowadzenie inflacji do celu. Uwzględniając fakt, iż pierwsze mocne salwy w wojnie celnej padły w czasie, gdy amerykańskie średniej lokowały się w pobliżu historycznych maksimów, zasadnym wydaje się przyjęcie założenia, iż reakcje rynków nie ograniczą się do pojedynczych sesji, ale wywołają nieco mocniejsze efekty, które przetrwają dłużej i może staną się początkiem poważniejszych korekty, jakie są standardem w każdej hossie i naprawdę są oczekiwane, raz na kilka miesięcy niezależnie od układu sił w gospodarce.
W krótszej perspektywie patrząc uwaga rynków pozostanie podzielona między dane makro – na którymi będzie oczywiście wisiał cień wojny celnej – i wyniki spółek. Jak zawsze na starcie nowego miesiąca gracze będą musieli odpowiedzieć na wymowę indeksów koniunktury i comiesięczne dane z rynku pracy w USA. Na polu wyników, pierwszy tydzień lutego przyniesie spotkanie z blisko czwartą częścią raportów kwartalnych spółek zgrupowanych w indeksie S&P500. Częścią układu sił będą kolejne raporty kwartalne spółek z koszyka Magnificent Seven – Alphabet (Google) i Amazon – które będą czytane w kontekście pytań o koszty, jakie spółki ponoszą w wyścigu zbrojeń na polu generatywnej SI. W szerszej perspektywie rozpoczęcie wojny celnej USA z Kanadą i Meksykiem – i przymus skokowego dostosowania rynków do nowej sytuacji – oznacza też konieczność wycenienia kolejnego frontu, na którym prezydent USA będzie mógł zaskoczyć inwestorów. Ostatni element jawi się jako szczególne ważny dla rynków europejskich, które w styczniu zachowywały się czytelnie lepiej od innych. W istocie, Donald Trump już zapowiedział wprowadzenie ceł na towary z Unii Europejskiej, więc nie ma pytania, kiedy Europa będzie musiała odpowiedzieć na nowe fakty, ale jak mocna będzie reakcja giełd, których indeksy mają za sobą jedne z najlepszych otwarć roku od lat. Sumując, zakończenie stycznia i wejście w luty staje się punktem zwrotnym, od którego warto oczekiwać fazy większej zmienności na wszystkich rynkach.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ