Wtorkowa sesja obfitowała w czerwień na europejskich parkietach, chociaż znalazły się takie miejsca, gdzie bykom udało się zdobyć przewagę. Najmocniej zyskały parkiety w Sofii oraz w Warszawie. Po drugiej stronie zestawienia znalazł się Istambuł, który w poprzednim roku okazał się królem hossy. Patrząc na parabolę indeksu ISE 100 trzeba liczyć się z tym, że przecena w Turcji odbędzie się równie dynamicznie, co wynosiło dotychczasowe tempo wzrostów. Od tegorocznego szczytu niedźwiedziom udało się już urwać ponad 12%, a miejsca do spadków jest sporo. Wśród zniżkujących indeksów ze Starego Kontynentu wyróżnił się DAX (-0,1%). Akcyjnym bykom nie udało się wybić lokalnego oporu ani także domknąć poniedziałkowej luki hossy. Na wykresie pojawiła się formacja harami, która dodatkowo większa presję na realizację zysków. Jak na razie nastroje na Deutsche Boerse są bardzo dobre, jednakże od strony technicznej rośnie ryzyko korekty.
Wtorkowa sesja na Wall Street przebiegła neutralnie. Wprawdzie DJIA zakończył dzień nad kreską, to jednak bykom nie udało się zanegować poniedziałkowej spadającej gwiazdy. Także opór w postaci zniesienia Fibonacciego 61,8% ostatniej zniżki wisi nad indeksem. Od dwóch miesięcy DJIA przebywa na półce cenowej zlokalizowanej pomiędzy 32500 a 34500 pkt. Z jednej strony jankeskim bykom udało się obronić wyłamaną linię trendu spadkowego i średnią dwustusesyjną. Z drugiej zaś grudniowe wybicie oporów otrzymało status pułapki hossy. Ani S&P 500 ani Nasdaq nie potwierdziły jesiennej siły DJIA, tym samym zagościła tzw. negatywna dywergencja. Jeżeli ww. wskaźniki giełdowe nie potwierdzają się nawzajem, wówczas taka rozbieżność stanowi ostrzeżenie, że na giełdach dzieje się coś niedobrego. O tym, że tak jest świadczy chociażby tzw. inwersja na rynku długu. Jak pokazuje historia, jeżeli inwestorzy są skłonni płacić więcej za pożyczkę na krótki termin, niż na dłuższy okres, wówczas rynki finansowe chorują. Czy znajdzie się panaceum na takie zjawisko, okaże się w 2023 r. Jednakże poprzednie dwie duże bessy (2000 r. i 2007 r.) poprzedzone zostały podobną dolegliwością stwierdzoną pośród jankeskich obligacji.
Warszawski Indeks Giełdowy dwudziestu największych spółek WIG20 (+1,3%) ponownie znalazł się w gronie europejskich indeksów o najwyższej, dziennej stopie zwrotu. Wtorki powoli przechodzą do najbardziej udanych momentów w tygodniowym kalendarzu giełdowym. Od początku roku indeks dwudziestu blue chips zyskał ponad 8%, a momentum nadal sprzyja bykom. Tak okazałej aprecjacji, zarówno pod względem czasu jak i skali wzrostów, nie było od lat nad Wisłą. Pomimo utrzymującej się dynamiki WIG20 nadal nie jest wykupiony w ujęciu tygodniowym. Formacje świecowe sprzyjają bykom a najbliższy opór znajduje się w okolicy 1984 punktów. Tam właśnie przebiega średnia dwustutygodniowa. Kolejne potencjalne opory to psychologiczny pułap 2000 pkt. oraz zniesienie Fibonacciego 61,8% umiejscowione na wysokości 2042 pkt. Kluczowym wsparciem na najbliższe dni pozostaje 1786 pkt., jednakże dzisiaj istotny ma prawo okazać się poziom 1890 pkt. Ewentualne zamknięcie dnia poniżej niego mogłoby okazać się pretekstem do realizacji ostatnich zysków.
GPW się nie zatrzymuje
Kamil Cisowski, DI Xelion
Tak jak pisaliśmy we wczorajszym komentarzu porannym, rynki europejskie musiały we wtorek na otwarciu zmierzyć się z pogorszeniem nastrojów w USA i Azji, które wywołały wypowiedzi członków FOMC. Do żadnej istotnej przeceny jednak nie doszło. Po otwarciu na ujemnych poziomach i bardzo spokojnej sesji indeksy na kontynencie podzieliły się między te, które przez cały dzień poruszały się w bardzo wąskim przedziale wahań i takie, którym udało się odrobić część lub całość strat. Najlepiej spośród głównych rynków wypadł Madryt, IBEX zyskał 0,20%, najsłabiej zachowywało się Stoxx 600 (-0,59%). Ważnym pytaniem z perspektywy najbliższych tygodni będzie to, czy ceny gazu i energii na kontynencie zakończyły spadki, czy też będą je kontynuowały. Wczoraj TTF (-5,7%) wymazał większość poniedziałkowych wzrostów, kwestia wydaje się otwarta.
Ciekawym punktem dnia były informacje o rekordowym deficycie rosyjskiego budżetu w grudniu, który osiągnął 3,9 biliona rubli (56 mld USD), odwracając wcześniejszą nadwyżkę. Wciąż mówimy o kwotach niewielkich w relacji do PKB (2,3%), ale w przypadku państwa o bardzo ograniczonych możliwościach finansowania długiem jest to krok w stronę dalszych problemów. Limit cenowy na rosyjską ropę narzucony przez kraje G7 wydaje się działać lepiej niż chciałby Kreml, pierwsze wyliczenia mówią, że kosztuje Moskwę 170 mln USD dziennie, a kwota ta powinna się zwiększyć do 280 mln USD dziennie po objęciu nim również produktów przetwórstwa ropy. Rosyjskie władze prognozują, że deficyt w 2023 r. wyniesie 2% PKB, ale szacunki te są oparte o ich zdolność sprzedaży ropy w cenie 70 USD/bar., 20 USD powyżej poziomów, po których udawało im się to robić w grudniu. Gdyby miały się one utrzymać, deficyt wzrośnie niemal dwukrotnie.