Po wtorkowej sesji ciężko było oczekiwać zbyt dużo. Wszak była to pierwsza sesja po świętach, a w perspektywie jest jeszcze Nowy Rok. To raczej nie zachęca do aktywności. I faktycznie poziom obrotów rynkowych mocno rozczarował (chociaż ciężko mówić o rozczarowaniu jeśli się czegoś spodziewa). Samo zachowanie indeksu WIG20 dostarczyło już trochę emocji. Mówiąc krótko: momenty były.
Dzień zaczął się od wzrostów. W pierwszych minutach handlu indeks największych spółek rósł nawet około 0,8 proc. i wydawało się, że czeka nas udany powrót po świątecznej przerwie. Plan ten jednak szybko trzeba było zweryfikować. Po godzinie poranne zyski wyparowały, a rynek przeszedł w tryb przeciągania liny przy poziomie zamknięcia sprzed świąt. Trwało to dobrych kilka godzin, a i pusty kalendarz makroekonomiczny nie zwiastował emocji w drugiej części notowań. I tak też faktycznie było. Nie oznacza to jednak, że wtorkowa sesja całkowicie była pozbawiona emocji.
Tych ostatecznie dostarczyli Amerykanie, którzy rozpoczęli swoją sesję od przeceny, która dodatkowo szybko się pogłębiała. Padło to na podatny, warszawski grunt. Im bliżej końca notowań na GPW tym i podaż u nas mocniej dociskała. W zasadzie na godzinę przed ostatnim dzwonem giełdowym zwycięstwo niedźwiedzi było przesądzone, a pozostawało jedynie pytanie o wymiar "kary".
Ostatecznie WIG20 stracił 0,8 proc. Oczywiście trzeba brać też poprawkę na wspomnianą już aktywność inwestorów. Obroty na całym rynku wyniosły zaledwie 430 mln zł, co sprawia, że do takich sesji jak ta wtorkowa nie należy przywiązywać większej wagi. Kolor czerwony zawitał także w segmencie średnich i małych spółek. mWIG40 spadł 0,75 proc., zaś sWIG80 zakończył notowania prawie 1,4 proc. pod kreską.
Wtorkowe spadki to z jednej strony wpływ Amerykanów, a z drugiej trzeba pamiętać, że są to też ostatnie dni optymalizacji podatkowej (czas jest jeszcze na to podczas środowej sesji). Część inwestorów może więc chcieć zamykać stratne pozycje by obniżyć podstawę opodatkowania.