Bilansem jest pogłębienie przecen poniesionych przez główne średnie we wrześniu i trzecim kwartale roku. Tylko w przypadku Wall Street można mówić o wrześniowych spadkach najważniejszych indeksów po około 10 procent, które przekładają się na najgorsze od 20 lat pierwsze trzy kwartały roku DJIA, Nasdaq Composite i S&P500. Śledzący historyczne porównania pamiętają zapewne, iż pierwsza połowa roku była już najgorsza od dekad, więc wrzesień i trzeci kwartał wpisały się we wcześniej obecny trend. Średnie potwierdziły położenie w bessie wykreśleniem nowych minimów roku i zamknięciami na poziomach właściwie identycznych ze świeżo wyznaczonymi nowymi minimami bessy. Tylko ten fakt pozwala powiedzieć, iż rynki mają za sobą trudny tydzień, potwierdzający dominacje podaży i pesymizmu oraz zwątpienie popytu i brak wiary choćby w krótkookresowe odbicie po kilkutygodniowych falach spadkowych oraz bessie trwającej przynajmniej od początku roku.
Obserwowany pesymizm staje się zrozumiały, gdy uwzględni się fakt, iż rynki operują w kontekście oczekiwania na agresywną politykę banków centralnych przy stale obecnej presji na wzrost cen, dalszej eskalacji konfliktu na Ukrainie i wreszcie wzrostu rentowności długu, który staje się – po dłuższym czasie – znów atrakcyjną alternatywą dla akcji być może zmierzających w stronę recesji i kolejnego dostosowania giełd do tego faktu. Poniższa wyliczanka może jawić się jako nowa, ale naprawdę w zakończonym tygodniu nowością był tylko kryzys zaufania rynku do sytuacji w Wielkiej Brytanii. Inne zmienne były znane od tygodni i w reakcjach inwestorów więcej jest zachowań typu „inflacja jeszcze nie spada, chociaż na to liczyliśmy” niż realnego wyceniania nowych treści. Starczy odnotować, iż w zakończonym tygodniu rynek szacujący politykę Fed właściwie nie zmieniły wycen prawdopodobieństw tego, jak będzie kształtowała się ścieżka zmian stóp procentowych w USA, więc główna zmienna strasząca na rynkach nie została uzupełniona nowymi elementami. Również uporczywość inflacji trudno nazwać zaskoczeniem. Niezależnie od tego, jak mocno agresywna była polityka Fed w ostatnich 9 miesiącach jej efekty dopiero zaczynają być odczuwalne w gospodarce. Dlatego na spadki proponujemy patrzeć na zgodne ze znanym trendem.
W bliskim terminie widzimy jednak przestrzeń do przynajmniej próby jakiejś korekty wrześniowej słabości. Wiele będzie stale zależało od tego, jak ukształtują się dane makro, na bazie których rynek będzie szacował politykę Fed. Na plan pierwszy muszą tu wybić się comiesięczne dane z rynku pracy w USA. Równolegle ważne będą też kolejne dane o inflacji oraz kondycji przemysłu obrazowane przez indeksy koniunktury. Później na scenę wkroczą jednak wyniki spółek, które przykryją lub zrównoważą – przynajmniej na dwa tygodnie – dane makro i grę w kontekście pozycjonowania się pod listopadowe posiedzenie FOMC. W naszej opinii pesymizm inwestorów jest teraz dość wysoki, więc niewiele brakuje do przynajmniej korekty ostatnich spadków. Wyzwolenie mocniejszego odbicia wymaga jednak wyklarowania się odpowiedzi na wątpliwość, kiedy Fed będzie mógł wreszcie przejść na pozycje czekania na efekty obecnych działań. W innym wypadku giełdy akcji skazane są na grę od impulsu do impulsu bez przekonania, iż na horyzoncie pojawia się zmiana, która pozwoli zacząć pozycjonować się pod kolejny cykl w gospodarce i pod kolejną hossę. Dziś bessa, wzrost ceny kredytu i recesja pozostają scenariuszem bazowym, więc trudno o poważne argumenty za masowym powrotem popytu.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ