Indeks amerykańskiego rynku akcji S&P 500 przebił niestety wyraźnie wsparcie z 2002 roku. Doszło więc do wybicia z ogromnego podwójnego szczytu (szczyty z 2000 oraz 2007 roku). Długoterminowe perspektywy sytuacji na giełdzie nowojorskiej przedstawiają się więc niekorzystnie. Z natury rzeczy stwarza to poważne ryzyko dla posiadaczy polskich akcji.
Oczywiście, zawsze możliwe jest przejściowe odreagowanie w związku choćby z dominacją charakterystycznego dla kształtowania się dołków pesymizmu. Uwidoczniony w badaniach Investors Intelligence Survey odsetek byków (28,6 proc.) jest znów wyraźnie niższy od odsetka niedźwiedzi (45,1 proc.). To stwarza pewną szansę. Wydaje się jednak, że do odreagowania potrzebne jest pojawienie się nastrojów paniki.
Niewykluczone, że z technicznego punktu widzenia do odbicia dojdzie w momencie, gdy S&P 500 zbliży się do wzrostowej linii trendu poprowadzonej przez dołki z października 1974 oraz sierpnia 1982.Zastanawiając się nad fundamentalnymi przyczynami ostatnich spadków na dojrzałych rynkach, warto zwrócić uwagę na konsekwentne obniżanie prognoz wzrostu gospodarczego dla krajów o wysokim poziomie PKB na jednego mieszkańca. Tymczasem, jak wiadomo, giełda jest barometrem gospodarki - istnieje pozytywna korelacja między stopą zwrotu z akcji w danym roku a realną zmianą PKB w roku następnym.
W tym kontekście warto zauważyć, że o ile na przykład w listopadzie 2008 r. Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewidywał, że w 2010 r. tempo wzrostu PKB w krajach dojrzałych ogółem wyniesie 1,6 proc., o tyle w styczniu tego roku prognoza MFW na rok 2010 była dla tej grupy krajów ogółem już niższa i wyniosła 1,1 proc. Warto przypomnieć, że MFW kolejną prognozę opublikuje już w przyszłym miesiącu. Można obawiać się, że będzie ona jeszcze niższa.
Z powyższych powodów do pojawienia się średnioterminowych wzrostów cen akcji potrzebne jest nabranie przez inwestorów wiary w to, że wkrótce prognozy wzrostu gospodarczego na świecie zaczną być podwyższane.