Po tym jak przetrwał w minionym tygodniu silne ciosy ze strony spadających rynków zagranicznych i okazał się jednym z najsilniejszych na świecie, a w poniedziałek błyskawicznie odrobił straty, jak tylko pojawiły się lepsze wiadomości ze świata, wczoraj nie był w stanie wykorzystać gwałtownych wzrostów w Ameryce do przełamania oporu, jaki stanowi dla indeksu WIG dołek z początków lutego przy 23 tys. pkt. Było to tym bardziej zaskakujące, że już ponad tą barierą się znalazł. Wyglądało trochę tak, jakby część osób postanowiła zrealizować zyski po tym, jak oczekiwane przez poprzednie dni odbicie w USA przyszło. Do tego można było odnieść wrażenie, że inwestorzy doszli do wniosku, iż wzrost rynku dzięki trzem spółkom to zbyt mało, by doszło do ukształtowania trwalszej tendencji zwyżkowej.

Abstrahując od mogącego budzić wątpliwości zachowania naszego rynku w ostatnich dniach, trudności z pokonaniem silnego oporu, jaki znajduje się na wysokości 22,8-23 tys. pkt dla WIG, wskazują na cofnięcie się naszego rynku w kolejnych dniach. Pytanie, jaki poziom będzie docelowy w takim ruchu. Czy dojdzie do ukształtowania jeszcze jednej fali spadkowej, która sprowadzi notowania do 18,5 tys. pkt, czy też jednak tegoroczny dołek przynajmniej w najbliższej perspektywie się utrzyma. Trudno tu wskazywać na inne determinanty rozwoju sytuacji, jak rynki zagraniczne. Mając w pamięci wcześniejsze gwałtowne odbicia na amerykańskim parkiecie, do wczorajszej sesji trzeba podchodzić z ostrożnością. Wskazuje raczej ona na kontynuację bessy, niż stanowi zapowiedź jej zakończenia. Tym bardziej że szerokość spadkowego rynku w Ameryce jest wciąż duża i nadal rośnie, a wyprzedaży towarzyszy zwiększająca się aktywność inwestorów.

Oba te czynniki potwierdzają siłę trendu zniżkowego. Do nieufności wobec wzrostu skłania też brak racjonalnej przesłanki do tak silnej poprawy koniunktury w Stanach Zjednoczonych. Wobec tego warto przypomnieć, że tak silna bessa nie zakończy się w jeden dzień.