To właściwie odpowiednik giełdowej strategii "kup akcje, jeśli wzrosną - sprzedaj, a jeśli spadną - nie kupuj". Brzmi to równie głupio, co atrakcyjnie.
Na dłuższą metę skutki będą zapewne katastrofalne, bo - jeśli spekulanci zainteresują się tą ofertą - kolejna fala błędnej alokacji kapitału po raz kolejny oddali system od równowagi. Na krótszą metę ta propozycja w połączeniu z polityką zerowych stóp procentowych oraz drukiem pieniądza może jednak przełożyć się na wystąpienie reflacyjnej korekty trwającego od lipca 2007 deflacyjnego trendu.
Poszukiwania technicznych analogii obecnej sytuacji na amerykańskim rynku dają dwa rezultaty: wiosnę 1938 oraz jesień 1974. Punkty wspólne to: 1) dynamiczne zwyżki (ponad 16 proc. na S&P w ciągu 7 sesji); 2) po spadku o około 50 proc.; 3) następujące w 9 roku realnej (po uwzględnieniu tempa inflacji) bessy na NYSE; 4) rozdzielone w czasie o 34,5-36,5 lat; 5) następujące na 3-7 miesięcy przed dnem recesji w gospodarce USA. W obu historycznych przypadkach dalszym ciągiem była 50-60-proc. 8-9-miesięczna zwyżka S&P.
Zastosowanie tej analogii daje prognozę zwyżki indeksu do około 1050 pkt w IV kwartale (a zarazem prognozę korekty spadkowej w najbliższych tygodniach). Taki wzrost w USA przełożyłby się na zwyżkę WIG20 wyraźnie powyżej poziomu 2000 pkt.
Osiągnięcie takich poziomów pod koniec roku wydaje się prawdopodobne przy założeniu braku pogorszenia się sytuacji gospodarczej. W praktyce sam "efekt bazy" gwarantuje - jeśli recesja nie ulegnie pogłębieniu - "wypłaszczenie" się dynamik wzrostu gospodarczego pod koniec roku.