WIG wrócił wczoraj powyżej 30 tys. pkt, zaś WIG20 chwilowo znalazł się powyżej 1900 pkt.
Analiza techniczna sugeruje, że czekanie na poważną korektę spadkową wiąże się z poważnym ryzykiem utraty okazji inwestycyjnej (innymi słowy - przespania potencjalnego ruchu w górę). Diagnoza sytuacji technicznej jest następująca - w średnim terminie WIG znajduje się w trendzie wzrostowym (rozpoczętym w lutym), zaś w krótkim terminie mamy do czynienia z konsolidacją (trendem bocznym), trwającą od początku maja. Ramy owej konsolidacji wyznaczają ostatnie szczyty (około 30,5 tys. pkt intraday) oraz dołek z 14 maja (28,9 tys. pkt intraday).
Zgodnie z książkowymi regułami, wybicie z tej wąskiej konsolidacji albo podkopałoby trwałość średnioterminowego trendu wzrostowego zgodnie z oczekiwaniami pesymistów (w przypadku spadku poniżej 28,9 tys. pkt), albo wręcz przeciwnie - przyniosłoby jego kontynuację (w przypadku przebicia 30,5 tys. pkt). Ten pierwszy scenariusz (czyli silna korekta spadkowa) wcale nie jest bardziej prawdopodobny. Wręcz przeciwnie, zgodnie z teorią prawdopodobny jest raczej ruch zgodny z kierunkiem średnioterminowego trendu, czyli w górę. Co więcej, bliskość poziomu oporu (wczoraj na zamknięciu WIG sięgnął 30,3 tys. pkt) sugeruje, że do próby pchnięcia rynku właśnie w tym kierunku może dojść już w najbliższych dniach.
Podczas gdy w czasie bessy trend był wrogiem posiadaczy akcji znacznie dłużej niż ktokolwiek się spodziewał, to równie dobrze teraz trend może być przyjacielem inwestorów - także wbrew powszechnym oczekiwaniom.O tym, jak bardzo zawodne okazać się mogą argumenty przemawiające za załamaniem notowań, przekonać się można, analizując na tle historii np. odchylenie WIG-u od półrocznej średniej kroczącej, obrazujące średnioterminowe wykupienie. Obecne odchylenie przekraczające 15 proc. jest faktycznie bardzo wysokie na tle ostatnich 5 lat. Po zanotowaniu podobnego odchylenia doszło np. do gwałtownego tąpnięcia w maju i czerwcu 2006 r. Sęk w tym, że tak spore odchylenie nie było natomiast praktycznie żadną przeszkodą w kontynuacji dopiero co narodzonej hossy na początku 1996 r. czy w 2003 r.
Przekonania co do nieuchronności rychłego załamania zwyżki trudno też nabrać, analizując czynniki fundamentalne - przynajmniej te, które są historycznie skorelowane z kursami akcji. Opublikowany przez OECD pod koniec ubiegłego tygodnia najnowszy odczyt wskaźnika wyprzedzającego koniunktury w polskiej gospodarce (wskaźnik wzrósł piąty miesiąc z rzędu) potwierdza, że za zwyżką cen akcji stoją potężne siły w postaci poprawiających się perspektyw ekonomicznych.