Mimo to trudno byłoby całkowicie przemilczeć wydarzenia na wczorajszej sesji. Podobnie jak przez większość minionego tygodnia, popyt znów był wczoraj słaby, pozwalając na stopniowe osuwanie się notowań. W najgorszym momencie WIG tracił 1,3 proc., niemal ocierając się o 29 tys. pkt.
Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że niewiele poniżej, na wysokości 28 971 pkt, położone jest ostatnie minimum (intraday) z 14 maja. Gdyby wsparcie to zostało naruszone, WIG znalazłby się najniżej od ponad trzech tygodni. Tym samym powstałby niebezpieczny precedens w porównaniu z dotychczasowym przebiegiem ruchu wzrostowego trwającego od lutego.
Brak reakcji popytu na zagrożenie takim scenariuszem jest niepokojący. Ewentualne przebicie wsparcia prawdopodobnie jeszcze przyśpieszyłoby przecenę, skłaniając kolejnych graczy do realizacji zysków. Znaczenie tego poziomu dodatkowo zwiększa położony na niemal identycznej wysokości szczyt z 6 stycznia.
Z drugiej strony, argumenty przemawiające za poważnym przesileniem na parkiecie wciąż są mało klarowne. Można się o tym przekonać, analizując opublikowane wczoraj najnowsze odczyty indeksów instytutu Ifo. Wzrost jednego z nich, obrazującego ocenę obecnej sytuacji gospodarczej przez niemieckich przedsiębiorców, został powszechnie skomentowany jako niezadowalający. Indeks podniósł się do 84,2 pkt, podczas gdy oczekiwano zwyżki do 84,9 pkt. Serwisy informacyjne natychmiast wykorzystały te "rozczarowujące" informacje jako wytłumaczenie słabych nastrojów na giełdach. Słabszy od oczekiwań wzrost można przecież interpretować albo jako wyraz tego, że sytuacja jest gorsza, niż się spodziewano, albo że oczekiwania stały się zbyt wygórowane. A wygórowane oczekiwania to paliwo do zniżki na giełdach.
Podobnie jednak jak w ostatnich miesiącach, powszechnie przemilczano odczyt innego z indeksów Ifo - obrazującego oczekiwania przedsiębiorców co do przyszłej sytuacji gospodarczej. Ten indeks z kolei kontynuuje szybką zwyżkę, rozpoczętą już w styczniu. Urósł właśnie do 85,9 pkt, powracając do poziomu z września, a więc z okresu przed jesienną paniką na rynkach. W tej sytuacji trudno mówić o tym, że zwyżka na giełdach w ostatnich miesiącach była podyktowana przez nieuzasadnione nadzieje. W obliczu mało klarownych fundamentalnych argumentów przemawiających za natychmiastowym pozbyciem się akcji (czynniki te wciąż przemawiają raczej za długoterminową akumulacją walorów), pozostaje zdanie się na analizę techniczną. Dopóki wspomniane wsparcie na wykresie WIG-u nie zostanie przebite, nie ma sensu wyprzedzać faktów.