Dwie paskudne sesje tego tygodnia cofnęły już krajowy rynek w pobliże poziomów sprzed ubiegłotygodniowego odreagowania, czyli jednocześnie w okolice wielomiesięcznych dołków. I wygląda na to, że to nie koniec przeceny. Ci, którzy jeszcze do niedawna wierzyli w krajowy rynek, mogą być przymuszeni udać się do Canossy.
Zapomnijmy o rekordzie
O 0,8 proc. zniżkował w środowe popołudnie WIG20, a WIG tracił 0,7 proc. Główne europejskie indeksy nawet mimo lepszego poranka, który był tylko próbą odrabiania strat z wtorku, z czasem również zawędrowały pod kreskę. Niepewność czuć było z USA, gdzie kontrakty na główne indeksy akcji od rana świeciły na czerwono. Opublikowane po południu dane o inflacji CPI w USA, które były zgodne z oczekiwaniami, na moment podniosły morale inwestorów, lecz później akcje – szczególnie europejskie – pogłębiały spadki.
Wyraźnie widać, że krajowy rynek akcji porusza się po bocznym torze i do tego jest czuły na wszelkie pojawiające się globalne niepewności. Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI, który jeszcze pod koniec września liczył na udane listopad i grudzień, a w wariancie pozytywnym przewidywał wręcz nowy historyczny rekord WIG, teraz jest znacznie bardziej ostrożny. – Po niezbyt udanym debiucie Żabki prawdopodobieństwo pozytywnego scenariusza i powrotu WIG w okolice 90 tys. pkt do końca roku się obniżyło. Podtrzymujemy jednak opinię, że na koniec grudnia WIG będzie na wyższym poziomie niż na koniec października (79 550 – red.) – twierdzi Buczek.
Tomasz Matras, dyrektor biura rynku akcji w TFI PZU, przyznaje, że II półrocze na warszawskiej giełdzie okazało się zaskakująco słabe w kontekście niezmiennie dobrych fundamentów. – Jednocześnie typowane przez nas na ten rok małe i średnie spółki wypadły jednak wyraźnie lepiej niż te z WIG20, które najmocniej odczuły odpływ zagranicznego kapitału. W tym otoczeniu istotna okazała się selekcja, czego dowodzą o kilka punktów procentowych lepsze od WIG wyniki funduszy akcji uniwersalnych notowanych na GPW oraz solidne, nawet dwucyfrowe wyniki funduszy inwestujących w „misie” – analizuje Matras.