Czy to oznacza, że bessa w Warszawie potrwa dłużej niż na zachodnich rynkach? Nawet gdy inwestorzy już zdyskontują wszelkie efekty podwyżek stóp procentowych przez Fed i EBC, to nadal mogą unikać polskich akcji z powodu wojny?
Może też skończyć się wcześniej – w zależności od tego, jak będzie się rozwijała sytuacja w Ukrainie. Zakończenie wojny zdjęłoby istotny czynnik ryzyka, który wisi nad naszym rynkiem. Ale też mogłoby przynieść częściowe odblokowanie dostaw gazu i złagodzenie kryzysu energetycznego. W takim scenariuszu u nas odbicie na rynku akcji mogłoby nastąpić szybciej. Natomiast przesłanek ku temu na razie nie widać. A jeśli wojna się nie skończy, to faktycznie najpierw dobra koniunktura wróci na rynek w USA, które z problemami gospodarczymi prawdopodobnie uporają się najszybciej.
Wśród ekonomistów popularna jest teza, że w związku z wyborami parlamentarnymi, zaplanowanymi na przyszłą jesień, polski rząd zrobi wszystko, aby konsumenci nie zubożeli, a firmy nie zaczęły masowo upadać. U nas kryzys może być dzięki temu łagodniejszy niż w innych państwach Europy. To nie jest coś, co wesprze też koniunkturę na giełdzie?
Stymulacja na pewno będzie. Ten rząd prowadzi ekspansywną politykę fiskalną od samego początku i będzie ją prowadził nadal. Teraz mamy tarczę antyinflacyjną i dopłaty do opału, a w przyszłym roku być może dojdzie do waloryzacji 500+. Liczę się z tym. To może podtrzymać dodatnią dynamikę PKB, licząc rok do roku. Ale jednocześnie będzie to czynnik podtrzymujący wysoką inflację. A podnoszenie stóp procentowych będzie na dłuższą metę tłumiło aktywność w gospodarce. Tak czy inaczej będziemy więc w trudnej sytuacji, jeśli inflacja będzie uciekała. Dla rynku akcji to nie musi być jednoznacznie niekorzystne, dlatego oceniam, że jesień i zima to może być okres ubijania dna bessy. Ale na rynku obligacji możemy mieć kolejny trudny rok.
Strach inwestorów jest zrozumiały, ale wyniki spółek z GPW jak dotąd były bardzo dobre. Efekt jest taki, że wskaźniki C/Z dla wielu polskich firm są rekordowo niskie. Inwestorzy postępują nieracjonalnie?
Na pewno jest bardzo tanio, najtaniej od dekady. Nasze spółki od wybuchu pandemii Covid-19 w większości zachowywały się bardzo dobrze, notowały spory eksport. Początek tego roku, gdy PKB realnie wzrósł o ponad 8 proc., też był bardzo dobry. Siedzimy na rozpędzonym koniu, a z tej perspektywy spowolnienie nawet by się nam przydało. Ale żeby można było liczyć na odbicie cen akcji, musiałby się pojawić popyt, pieniądz na rynku. Tymczasem zagraniczni inwestorzy boją się kontekstu wojennego, a dodatkowo z powodu osłabienia złotego z ich perspektywy bessa w Polsce jest nawet głębsza niż z naszej perspektywy. Krajowi inwestorzy instytucjonalni doświadczają z kolei w dużej mierze odpływu środków. Część sporo potraciła na obligacjach, a od rynku akcji klientów odstrasza przedłużająca się bessa i to, że z powodu wysokiej inflacji ludzie muszą sięgać do oszczędności.