Najlepszy, najtańszy... służbowy?

Intensywny, czarujący zapach dobrej kawy. Kosmetyki - jak nie przymierzając - z laboratorium absolutnej czołówki światowej. Niemal nienaganne maniery rozmówców, szum klimatyzacji, drzwi pokoju zamknięte przed ciekawskimi. W wygodnych fotelach oni. Przed nimi laptopy oraz wydruki komputerowe. Nie widzą się po raz pierwszy, ale zachowują jakby nigdy nie odbyli ze sobą żadnej rozmowy. Grają kolejny akt spektaklu. Nie, nie o życie. Chociaż z punktu widzenia zawodowego...

Publikacja: 17.06.2003 13:39

To wcale nie jest wstęp do scenariusza filmowego. To niemal klasyczna otoczka towarzysząca rozmowom szefa od zakupu samochodów w firmie X i szefa sprzedaży fleetowej w salonie samochodowym.

Właściciel średniej wielkości wytwórni wód i napojów w województwie zachodniopomorskim, kiedy zapytałem go o kryteria jakimi kieruje się przy zakupie samochodów dla przedstawicieli handlowych (po całym kraju jeździ ich w tej firmie około 60-ciu) odpowiedział nie bez ukrywanej złości - "Interesuje mnie tylko jak najniższa cena. Dlaczego? Proszę sobie wyobrazić, że "najzdolniejszy" z moich przedstawicieli przejechał nowym samochodem służbowym 2,5 kilometra i auto trzeba było skasować. Nie zauważył w dzień, przy dobrych warunkach drogowych nadjeżdżającej ciężarówki".

Przypadek, zbieg okoliczności? Nie sądzę. Firmy stały się w minionych 3 latach bodaj podstawowym klientem wielu firm i salonów samochodowych. Po okresie boomu, kiedy to Kowalscy szturmowali sklepy z samochodami w których tak naprawdę wydawano, a nie sprzedawano auta, przyszedł czas recesji, a w ślad za nią zmieniły się nie tylko proporcje między klientem indywidualnym a tzw. fleetowym, ale także standardy obsługi i sprzedaży. Zmienił się także średni czas użytkowania samochodu. Trudno przecież wyobrazić sobie, by takie same roczne przebiegi notowały auta użytkowane przez tzw. typową polską rodzinę i managerów czy wspomnianych przedstawicieli handlowych.

Nowa jakość

Pojawiła się najpierw w sposobie nabywania samochodów przez firmy. Nie wystarczyła i nie wystarcza już przesłana mailem czy w ładnej kopercie oferta. Dzisiaj transakcja zakupu kilku, kilkunastu czy więcej samochodów to istne misterium. Wielki Łowczy, którym w każdej firmie jest człowiek odpowiedzialny za sprzedaż fleetową, ma czasami uprawnienia porównywalne do właściciela. Dlaczego? A choćby z tego powodu, że w negocjacjach naprawdę liczą się szczegóły, a zbyt długi czas potrzebny na konsultacje może oznaczać zniszczenie misternie tkanej sieci. Zresztą owe sieci wzajemnie tkają i deklarujący chęć dokonania zakupu i sprzedający. Ci pierwsi bowiem długo sprawdzają, usiłują podnieść uzyskany już rabat, uzyskać specjalne ulgi na usługi serwisowe, zapewnić sobie pierwszeństwo przy przyjęciu do serwisu plus inne, czyt. korzystniejsze, ceny tych usług. Ci drudzy nigdy nie wystrzeliwują całej amunicji na początek. Wiedzą bowiem, że dwa, trzy spotkania to minimum i zawsze dobrze jest mieć coś w zanadrzu. Niestety, nie zawsze deklaracje pokrywają się z rzeczywistością. Cóż z tego - o czym słyszałem w Poznaniu - że uzyskamy ustne zapewnienie o 9% rabacie przy zakupie w leasingu, kiedy górny pułap koncernu wynosi 8%?

Czy serwis może więcej?

Znane w świecie motoryzacyjnym powiedzonko mówi, że dział sprzedaży sprzedaje pierwszy samochód, a następne już serwis. I trudno z tą tezą dyskutować zwłaszcza kiedy samochody firmowe wtedy są przydatne, kiedy pracują. Wymusiło to na działach serwisu wydłużenie czasu otwarcia stacji, zwiększenie liczby samochodów zastępczych, wprowadzenie tak jak np. w Oplu programu 3-letniej mobilności. Oznacza to, że użytkownicy pojazdów dostawczych tej marki przez 3 pierwsze lata eksploatacji mają prawo do pojazdu zastępczego w razie awarii użytkowanego przez siebie. W Volvo standardem stało się odbieranie przez serwisantów samochodów do z miejsca, z którego życzy sobie tego klient.

Walka na rabaty

stanowi zapewne o obliczu rynku handlu samochodami dla firm. Czy to przykład rynku niemieckiego, gdzie dealer sam decydował o cenie sprzedaży byle tylko zachować minimalną, nieprzekraczalną marżę? A może wiara, że brak zysków ze sprzedaży uda się nadrobić przy obsłudze serwisowej? Jak mówi się wcale nie półgębkiem, kilkunastu dealerów różnych marek w Polsce już zniknęło z rynku po takich transakcjach. To, że fluktuacja kadr w polskich przedstawicielstwach koncernów samochodowych jest bodaj największa właśnie w działach fleetowych też jest swoistym znakiem czasu.Rekordowe rabaty o jakich wiem oscylują oficjalnie w okolicach 25 procent. Niektóre koncerny wymyślają specjalne rabaty np. dla dziennikarzy motoryzacyjnych, co można nawet podejrzewać, ze jest ukrytą formą. Czego? No jak Państwo sądzicie? Uczciwsze wydają się zabiegi o pozyskanie klienta polegające na premiowaniu przywiązania do marki, co oznacza, że przy zakupie kolejnych samochodów (są określone grupy) firma uzyskuje wyższy rabat.

Cywilizowanie, którego przykładami są choćby fiatowski program Corporate Mobility, czy wydawane przez General Motors Poland podręczniki sprzedaży zbiorowej potrwa według mojej skromnej wiedzy jeszcze kilka lat. Jestem pewien, że ci, którzy nie zagwarantują w chwili zakupu odkupu samochodów po kilku latach za określoną cenę, którzy nie mają propozycji alternatywnych jak choćby długoterminowego wynajmu samochodów, którzy nie spełnią oczekiwań co do jakości i szybkości napraw, bezgotówkowych rozliczeń szkód komunikacyjnych mogą już niebawem mieć ogromne kłopoty z istnieniem w grupie zaopatrujących firmy w park samochodowy. A to oznacza ni mniej ni więcej tylko wypadnięcie z rynku. Bo tak naprawdę to rządzi nim od kilku lat nabywca najtrudniejszy, nie pytający o cennik, a o cenę.

Firmy
Potężna akwizycja InPostu w Wielkiej Brytanii. Zagrożona Royal Mail
Materiał Partnera
Zasadność ekonomiczna i techniczna inwestycji samorządów w OZE
Firmy
Maciej Posadzy, prezes Elektrotimu: Nie będziemy zwiększać skali biznesu kosztem rentowności
Firmy
Polskie firmy przerażone planami Donalda Trumpa
Firmy
Firmy dostały wskazówki od premiera Donalda Tuska
Firmy
Premier daje zielone światło dla nowego Rafako, które ma produkować dla wojska
Firmy
Creotech i Scanway. Czyli kosmiczne spółki w przełomowym momencie