– Podczas niedawnego spotkania z pracownikami zarząd przyznał, że gdyby pieniędzy nie udało się zdobyć, firma może utracić płynność finansową – powiedział „Parkietowi” Janusz Bażak, przewodniczącej komisji zakładowej Solidarności w Petrobaltiku. – Jednocześnie podkreślono, że zarząd nie spodziewa się żadnych problemów z uzyskaniem kredytów – dodał związkowiec.
Jak wyjaśnił nam Bażak, spotkanie zorganizowano, ponieważ informacji o stanie finansów spółki domagały się organizacje związkowe. Ich niepokój wzbudziły inwestycje Petrobaltiku na szelfie Morza Północnego. W minionym roku przedsiębiorstwo, poprzez należącą do niego w całości spółkę Lotos Norge, kupiło kolejne 10 proc. udziałów w koncesjach wydobywczych na złożu Yme.
Wartość samej transakcji sięgnęła 390 mln NOK (czyli prawie165 mln zł), a zobowiązania inwestycyjne przypadające na ten pakiet przed uruchomieniem produkcji szacowane są na 50 mln USD (wówczas kolejne prawie 150 mln zł). Właśnie te zakupy, zdaniem związkowców, zmieniły bardzo dobrą dotychczas sytuację finansową Petrobaltiku, a teraz musi zabiegać o kredyt na bieżącą działalność.
Co innego o sytuacji spółki oraz samym spotkaniu mówią przedstawiciele głównego akcjonariusza Petrobaltiku. Jak powiedział Marcin Zachowicz, rzecznik Grupy Lotos, zarząd Petrobaltiku podczas spotkań z załogą (które zresztą organizowane są w całej grupie kapitałowej) prezentował założenia pakietu antykryzysowego przyjętego w lutym w Lotosie. W żadnym wypadku nie informował o możliwej utracie płynności finansowej. Dodał, że przesunięcia środków finansowych pomiędzy Petrobaltikiem a Lotos Norge odbywają się na przejrzystych zasadach, obowiązujących w grupie.
Krzysztof Żuk, wiceminister skarbu, powiedział, że z powodu słabej koniunktury resort nie sprzeda w tym roku akcji Lotosu (kontroluje już 58,84 proc). MSP otrzyma dodatkowe walory w zamian za pakiet 30,32 proc. akcji Petrobaltiku, które obejmie od niego rafineria.