– Ze względu na bardzo dynamiczne rozprzestrzenianie się pandemii, jej charakter oraz zróżnicowanie geograficzne spółek z grupy, wpływ na wyniki finansowe jest jednak niemożliwy do oszacowania na dzień dzisiejszy – pisze w liście do akcjonariuszy Grzegorz Pinkosz, prezes Toyi.

W ubiegłym roku grupa aż 46 proc. przychodów, z 440 mln zł, uzyskała ze sprzedaży w hurtowym kanale dystrybucji w Polsce, Rumunii i Chinach. Ponadto stosunkowo duży, bo 34-proc. udział we wpływach, miał eksport rozumiany jako sprzedaż poza trzema macierzystymi rynkami. Najwięcej wyrobów grupy w ramach tak zdefiniowanego kanału dystrybucji trafiało: na Ukrainę, do krajów nadbałtyckich, na Białoruś i Węgry oraz do Czech i Rosji. Grupa prowadzi też sprzedaż do sieci handlowych oraz poprzez własny sklep internetowy i stacjonarny.

Toya informuje, że zależna chińska firma Yato Tools (Shanghai), po okresie zawirowań związanych z rozwojem koronawirusa w Państwie Środka, rozpoczęła już normalną działalność operacyjną, choć musi się liczyć ze wzrostem okresu spływu należności od klientów. Chodzi zwłaszcza o tych, których siedziby zlokalizowane są w krajach, gdzie władze państwowe prowadzą jeszcze działania przeciwepidemiczne. Z kolei spółka matka i Toya Romania, ze względu na koncentrację swojej działalności w Europie, dopiero muszą się zmierzyć z problemem rozprzestrzeniającej się pandemii. Na razie na Starym Kontynencie grupa prowadzi sprzedaż zgodnie ze składanymi zamówieniami, a zapasy magazynowe i jej stabilna sytuacja finansowa zapewniają ciągłość pracy.

W ocenie zarządu ewentualne zagrożenia zależą m.in. od aktywności kupujących i ich płynności finansowej oraz dodatkowych obostrzeń władz państwowych i lokalnych. W działalności Toyi istotne znaczenie odgrywają też zagrożenia związane z wahaniami kursów walutowych i stóp procentowych. Ponadto musi sobie radzić z rosnącą konkurencją i zakłóceniem łańcuch dostaw.