Złoty dość wyraźnie umocnił się w ostatnim czasie. Jego kurs do euro testował poziomy najwyższe od kilku lat. Co się dzieje?
Moim zdaniem to efekt gry na złotego, na waluty krajów Europy Środkowej, pod rozwiązanie konfliktu w Ukrainie. Inwestorzy łaskawiej spojrzeli na kraje naszego regionu. To ruch spekulacyjny. Pamiętajmy, że mamy wysokie stopy procentowe, jest więc powód, żeby kupować polskie obligacje. Kupuje się więc złotówki, lokuje w obligacje i do pewnego momentu jest to łatwy zarobek.
Mocny złoty to problem dla naszych eksporterów. Czy oni mogą się jakoś bronić?
To trudne. Część eksporterów oczywiście stara się zabezpieczać przed ryzykiem kursowym, ale jest to zabezpieczenie krótkoterminowe. Inni tego nie robią, bo uznają, że to normalne, że kursy się wahają, a koszty zabezpieczenia w dłuższym terminie byłyby wyższe niż zyski. Zainteresowanie rozwiązaniami obniżającymi ryzyko kursowe sprawiało też to, że złoty w ostatnich latach był walutą dość stabilną. Można zresztą powiedzieć, że kurs w granicach 4–4,15 zł za euro też jeszcze jest stabilny.
Co będzie się działo ze złotym w krótkiej perspektywie, miesiąca, dwóch? Czy może się nadal umacniać?
Trudno to z pełną odpowiedzialnością powiedzieć. Można jednak spróbować zarysować trend. Z roku na rok rośnie zadłużenie naszego budżetu państwa w walutach obcych. Pieniądze, które Ministerstwo Finansów pożycza za granicą, musi następnie wymienić na złotówki. To tworzy popyt na złotego. Do tego dochodzi wspomniany już przeze mnie napływ kapitału spekulacyjnego. Inwestorzy oceniają, że wzrosły szanse na zakończenie wojny za naszą wschodnią granicą, uznali więc, że można zagrać na umocnienie się walut w naszej części Europy. Tym bardziej że gospodarki krajów naszego regionu są w dobrej kondycji, zwłaszcza w porównaniu z Europą Zachodnią. Fundamentalnie więc, jeśli spojrzeć na tę sytuację z lotu ptaka, nasze waluty powinny się umacniać.
A jeśli rzeczywiście dojdzie do zakończenia wojny bądź przerwania działań wojennych, złoty będzie się dalej umacniał?
Myślę, że paradoksalnie dzień, w którym zakończenie wojny zostanie ogłoszone bądź podpisane, może zakończyć rajd złotego. Trochę na zasadzie kupuj plotki, sprzedawaj fakty. Teraz to jest gra pod zakończenie działań wojennych. Gdyby ono faktycznie nastąpiło, kapitał spekulacyjny mógłby odpłynąć. Pamiętajmy też, że jeszcze niedawno była mowa o pierwszych spadkach stóp procentowych w okolicach połowy tego roku. To przełożyłoby się na spadki zysków z obligacji i też mogłoby działać w kierunku osłabienia złotego. Ostatnio jednak ta perspektywa się oddala. Inflacja wciąż jest wysoka, a nawet rośnie. Grudniowe i styczniowe posiedzenia Rady Polityki Pieniężnej wskazują na odsunięcie się w czasie obniżek stóp. Bankowi makroekonomiści prognozują, że nastąpią one raczej dopiero w 2026 r. Inwestorzy zagraniczni mają więc wciąż wysokie stopy procentowe, czyli zarabiają na odsetkach od obligacji. To sprzyja utrzymującemu się napływowi kapitału spekulacyjnego, który ocenia, że w krótkim terminie ryzyko odwrócenia się trendu umacniania się złotego jest mniejsze.
Czy jednak to silne umacnianie się złotego nie jest argumentem dla Rady Polityki Pieniężnej do wcześniejszej obniżki stóp?
Silny złoty może być argumentem za obniżką stóp, bo wysokie stopy sprzyjają umacnianiu się złotego, a to – przynajmniej teoretycznie – spadkowi inflacji. Ale RPP ma też inny argument, który działa w drugą stronę. To utrzymująca się wysoka inflacja. A to trzymanie jej w ryzach jest podstawowym zadaniem Rady Polityki Pieniężnej. Trzeba też pamiętać, że mocny złoty sprzyja importerom, którzy kupują taniej, co może pomagać inflacji. W praktyce nie pomaga aż tak bardzo, bo firmy, które nie mają problemów z popytem, nie obniżają cen towarów z importu tylko dlatego, że umocnił się złoty. Poprzednie lata pokazały, że firmy starają się w takiej sytuacji utrzymać stałe ceny, zwiększając w tym okresie swoje zyski.