Unia rynków kapitałowych jest faktycznie potrzebna?
Rynki kapitałowe w Europie, szczególnie kontynentalnej, są istotnie mniejszym źródłem finansowania przedsiębiorstw, a tym samym wzrostu gospodarczego. W zakresie innowacji technologicznych zapewne ten udział jest większy, głównie z uwagi na większą awersję do ryzyka przy finansowaniu w sektorze bankowym, natomiast udział publicznego rynku kapitałowego – zarówno akcji jak i obligacji – jest zbyt niski. Przyczyn tego jest kilka – zarówno historyczna siła sektora bankowego w porównaniu z rynkowymi (w znaczeniu rynku kapitałowego, nie zachowań „antyrynkowych”) modelami anglosaskimi, jak również nadmiar regulacji dotyczących emitentów na rynku publicznym. Koszty (nie tylko wymierne finansowo, ale organizacyjnie) statusu emitenta publicznego są bardzo duże, zbyt duże dla zapewnienia napływu małych i średnich firm. Rynek kapitałowy z uwagi na gorset regulacji – wprowadzonych zasadniczo w słusznym celu – ochrony porządku i inwestorów, jest jednak zbyt wymagający dla przyciągnięcia nowych firm. Pozyskiwanie finansowania na rynku kapitałowym jest zbyt drogie – i mam tu na myśli koszty usług kancelarii prawniczych, doradców i konsultantów, ale także profesjonalnego działania w obszarze polityki informacyjnej. Nie bez znaczenia jest sytuacja na rynku usług audytorskich, w tym przypadków, kiedy audytorzy nie stanęli na wysokości zadania, zapewniając niezależny i profesjonalny przegląd sytuacji finansowej – na co liczą uczestnicy rynku. Apel o unifikację rynków kapitałowych w UE jest zasadniczo słuszny – o ile będzie prowadził wreszcie do zmniejszenia liczby i uproszczenia regulacji – a co do tego można mieć uzasadnione wątpliwości.
Skąd te wątpliwości?
Przykładem może być tu ESG – mamy słuszne cele, wartościowe i potrzebne zasady, ale skomplikowanie regulacji nie prowadzi do osiągnięcia celów. Koszty związane z raportowaniem, przygotowaniem produktów finansowych, spowodują odwrócenie się biznesu od tak potrzebnych zdrowych reguł wspierania naszego środowiska (czyli „E”). Co więcej, zauważamy ryzyko, że niezrozumiałe i nadmiarowe regulacje, zamiast wspierać ład korporacyjny (tytułowe „G”), będą prowokować do ich omijania – a przecież inwestorom – akcjonariuszom (szczególnie mniejszościowym i indywidualnym) na tym najbardziej zależy – to samo dotyczy obligatariuszy – pożyczających swoje pieniądze w przeświadczeniu, że wspierają działania w kierunku zrównoważenia sytuacji na świecie. Wreszcie w całym trendzie włączania wszelkich kwestii do tej pory pozostających na marginesie – nie widać w UE efektów wsparcia młodych pokoleń, w szczególności zainteresowania ich i po prostu „zaprzyjaźnienia” z rynkami i usługami finansowymi. Nadal decydują o kształcie i co najważniejsze przyszłości UE osoby z ery analogowej, a pokolenie urodzone i wychowywane w erze cyfrowej – tzw. pokolenie „Z” – jest poza strumieniem decyzyjnym. W kontekście unii rynków kapitałowych dla rynku krajowego pojawią się kolejne wyzwania, już obecne np. w postaci udziału brokerów zagranicznych w obrocie na GPW.
To temat, który przerabiamy od lat...