Kompensacja, odliczenie straty w przód i w tył oraz ta nowatorska rewaloryzacja kosztów! Zauważyliście?! Oto istna rewolucja w podatku giełdowym! A ja jej z początku nie zauważyłem i choć poczułem się „zmieszany”, to w żaden sposób wstrząśnięty.
Ktoś mnie poprosił, abym to fachowo skomentował. I naprawdę początkowo wpadłem w zakłopotanie – czy pierwszy raz w życiu powiem „o nich” coś pozytywnego? Podpiszę się własnym nazwiskiem, a po tych wszystkich latach własnym „głosem” ich wesprę. Może wreszcie coś się we mnie wyzwoli. Choć głos wewnętrzny podpowiada: nie wolno być stronniczym, trzeba zachować obiektywizm. Oddzielić grubą kreską to, co było przez osiem lat. Zapomnieć o memach. Poskromić zahamowania. Dać szansę… Oglądam konferencję i czytam projekt. Jakie piękne uzasadnienie?! „Demokratyzacja akcjonariatu” i „zwiększenie kontroli nad spółkami publicznymi”. Czyżby ziścił się pomysł sprzed ponad 100 lat?! Cała władza w ręce mas?! I to na naszej giełdzie!!!
Nie minęło pół godziny czytania propozycji zmian i analizowania istniejących przepisów, a moje emocje opadły, zaś nadzieje wygasły. Trzy poprawki do ustawy o podatku dochodowym i chyba pięć czy sześć błędów w projekcie. Promocja inwestowania na giełdzie, a tu takie niezrozumienie regulacji. Idea jest słuszna, tylko te wypaczenia nie wiadomo skąd. Co poszło nie tak? Kto jest sabotażystą? Na czyim kolanie to napisano? Przecież dwaj ministrowie byli tacy poważni. Przecież nie na darmo w ten upał ostrzegli przed zamrażarką marszałka. Przecież nadciąga ofensywa… I to jak szybko?! Osiem lat po uchwaleniu strategii.
No dobra, dosyć. Wystarczy. Po co ten felieton? Z powodu wakacji i braku tematów? I czy znowu trzeba kpić z polskiego rynku kapitałowego? Mnie nie pytajcie. Za dużo tych znaków zapytania. Wystarczyłby sam tytuł: po co komu takie wrzutki?