Wygaszenie wielkiego pieca hutniczego to „duża" rzecz. Taką właśnie decyzję ogłosił niedawno największy na świecie producent stali w odniesieniu do swej huty w Krakowie. Wśród podanych powodów znalazły się: polityka klimatyczna UE (kwestie emisji CO2), wysokie ceny energii elektrycznej (ze względu na węglową strukturę wytwarzania energii elektrycznej w naszym kraju silnie powiązane z polityką klimatyczną UE) oraz malejący popyt (słabnąca koniunktura w przemyśle zgłaszającym zapotrzebowanie na produkty stalowe).
Wydarzenie to można oczywiście potraktować jako jednorazowy przypadek, pochodną zbiegu niekorzystnych uwarunkowań. Dla mnie jednak jest to swego rodzaju symbol końca pewnej epoki w polskiej gospodarce. Epoki nadpodaży pracy i niskich kosztów energii, związanych ze swego rodzaju „jazdą na gapę" w oparciu o wysoki stopień amortyzacji przestarzałych aktywów węglowych i niski przez lata koszt emisji zanieczyszczeń. W minionych dziesięcioleciach te dwa elementy miały istotny wpływ na ukształtowanie się struktury branżowej i rodzajów działalności w polskiej gospodarce. Teraz zmiana uwarunkowań co do cen energii i pracy będzie prowadzić do szybkich i głębokich zmian także w tym obszarze. Na czym będą one polegać? Otóż sektory i rodzaje aktywności wytwórczej tradycyjnie obecne w naszym kraju, których międzynarodowa konkurencyjność wynikała z dotychczasowej struktury czynników produkcji (wspomniane już tania energia i duże zasoby pracy) wymagać będą albo modernizacji, albo stopniowej likwidacji. Pierwszy przypadek dotyczy tych rodzajów działalności, w których poprzez silne zwiększenie udziału kapitału (maszyn) i wiedzy (w różnej formie: technologii, organizacyjnego know-how itd.) wciąż będzie można pozostać konkurencyjnym na poziomie międzynarodowym. Tam, gdzie tego rodzaju zmiany okażą się niemożliwe lub niewystarczające, będziemy mieć do czynienia ze stopniowym wygaszaniem aktywności w Polsce. Ten ostatni proces nie musi oczywiście oznaczać katastrofy gospodarczej. Zmiana struktury dostępnych czynników produkcji, a tym samym ich relatywnych cen, stwarzać będzie bowiem szansę, by pojawiły się w naszym kraju nowe sektory/rodzaje działalności, których istnienie nabiera ekonomicznego sensu w obecnych uwarunkowaniach. Ponieważ powinny się one charakteryzować wyższym poziomem złożoności i produktywności, ich rozwój w naturalny sposób powinien prowadzić do przeniesienia gospodarki na wyższy poziom.
W sytuacji, w której właśnie się znajdujemy, niezwykle ważne jest to, jaką ścieżką podąży polityka gospodarcza. Jedna opcja to próba przedłużania za wszelką cenę „żywotności" tradycyjnego modelu i struktury branżowej np. poprzez różne – bezpośrednie i pośrednie – formy subsydiowania zagrożonych firm i/lub sektorów czy też interwencje w system stanowienia cen (np. energii elektrycznej). Uzasadnienie dla tego typu polityki często stanowi fakt, że „wygaszanie" nierzadko dotyczy relatywnie dobrych (dobrze płatnych na tle całej gospodarki) miejsc pracy. Pośrednio za tego typu strategią przemawia także to, że jest stosunkowo łatwa do implementacji. Druga skrajna opcja to silne wsparcie procesów przekształceń struktury gospodarki. Może ono polegać na ułatwianiu przepływu zasobów ze schyłkowych do nowych obszarów (ważną rolę w tym względzie odgrywa np. kwestia przekwalifikowania pracowników), czy też przełamywania barier utrudniających proces odkrywania i implementowania nowych sfer specjalizacji. Już nawet z tego ogólnego opisu widać, że tego typu polityka jest z zasady trudniejsza. Sama z siebie jest swego rodzaju eksperymentowaniem. Musi obejmować nieustanną analizę skuteczności podejmowanych działań i w oparciu o nią ich ciągłe modyfikowanie. W tym kontekście nie dziwi, że w przeszłości rządy wielu krajów szły z reguły pod prąd naturalnym siłom rynkowym, starając się raczej przedłużać żywot tego, co jest, niż wspierać nowe.
Jeśli chcemy dalszej konwergencji dochodów do poziomu najbogatszych krajów świata, musimy wybrać opcję patrzenia wprzód – tworząc warunki dla nowych, coraz bardziej zaawansowanych rodzajów działalności – a nie oglądania się za siebie. W tym kontekście zachodzące zmiany struktury gospodarki trzeba potraktować jako swego rodzaju „wyrastanie" z przymałego już ubranka. Polityka społeczno-gospodarcza w takiej sytuacji nie powinna sprowadzać się do próby wbijania na siłę gospodarki w to zbyt kuse wdzianko, ale powinna raczej przypominać dobrego krawca, który stara się wykroić nowe, dopasowane do poziomu dojrzałości. Oczywiście nie jest to zadanie łatwe. Z jednej strony pojawiać się będzie z pewnością silny nacisk ze strony tych, którzy na przekształceniach strukturalnych mogą potencjalnie stracić. Z drugiej globalna konkurencja o wysoce produktywne, złożone aktywności i związane z nimi dobre miejsca pracy nasila się. Nawet jednak biorąc powyższe pod uwagę w zasadzie nie mamy wyboru – przekształcenia strukturalne to jedyna możliwa droga, jeśli chcemy dalszego, trwałego rozwoju.